- Rayl'a! - krzyknąłem. Wiatr porwał ją, poza pole mojego widzenia. Dodatkowo śnieg pogarszał widoczność.
Musiałem jej pomóc! Ale nie mogłem popełnić tego samego błędu co ona. Skoczyłem z półki skalnej, i dopiero wtedy rozłożyłem skrzydła. Mną też przez chwilę miotał wiatr, ale udało mi się odzyskać kontrolę nad sobą. Leciałem, i wołałem waderę. Nic. Znów mi zniknęła. Ale w pewnym momencie, na ziemi zobaczyłem leżąca postać. To musi być ona! Zleciałem niżej i wylądowałem. Pobiegłem do niej jak szybko się dało.
- Rayl'a! - krzyknąłem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz