piątek, 2 sierpnia 2013

Anabella do Custera i Terry

-Jest mi przykro. To wszystko moja wina. -płakałam. 
-Spokojnie nie obwiniaj siebie. Też jest mi przykro. -powiedział. 
-Wiem. Cieszę się że reszta żyje. - mówiłam ze łzami w oczach. 
-Musimy pomyśleć jak nazwiemy nasze pociechy.
-Nigdy nie zapomnę. Tej nocy. Możemy jeszcze... nie ... nie zrobię tego. -myślałam głośno   
-Maluchy jeszcze śpią. Spojrzałam na basiorka - on to Derus. Ten ma na imię Tornes. Waderka Skyde, a druga Shady. 
-Pieknie.- Powiedział
-Musimy zabrać szczeniaki i pójść do Terry. Nie musimy ich budzić. Same wstały. Są głodne. Muszę je nakarmić. I będziemy wychodzić. -powiedziałam do mojego ukochanego. 
-Chodź idziemy ja biorę Tornesa i Skyde. Ty Shady i Derusa. -zaproponował. 
-Dobrze to chodź idziemy. -powiedziałam i wyszłam. 
Dotarliśmy do Chatki Terry bez żadnych problemów.
-Dzień Dobry Terro ! - powiedziałam i weszłam z Custerem. 
-Jak się czujesz ? -spytała. 
-Dobrze.-odpowiedziałam. 
-Ty już urodziłaś!-krzyknęła. 
-Tak i jeden urodził się martwy. 

?

Wyjazd

Uwaga! Kochane wilczki! W przeciągu godziny wyjeżdżam i wrócę dopiero w poniedziałek. Na razie wysyłajcie opowiadania i formularze do bety Alison (na howrse - Nati 123). Ale ona też niebawem wyjeżdża, więc być może na dzień, dwa wataha będzie zawieszona. Chociaż może w tym czasie wróci Telara - nie wiem.

Alfa - Luna

Raven do Luny i Alison


-Moja droga Alison. Nigdy nie narzekałam na to, iż nikt mnie nie lubi. Jednak nawet największe wredoty są towarzyskie, przemieniałam się w Navarę tylko po to, aby nie zwariować przez samotność.-powiedziałam spokojnie.-A jeśli nie wierzysz w Senu, to mogę ci ukazać wspomnienia z mojego życia, ukazać to jak próbował mnie uśmiercić, jak próbował przeciągnąć mnie na swoja stronę. Gdybym się zgodziła, to może byłabym miła, ale wy już byście nie żyły...(westchnęłam) Pomożecie mi się nauczyć zaklęcia to zobaczycie wszystko...
-Ok wchodzę w to!-powiedziała Alison
-Tak tylko niech cię nie zniechęci mój charakter. Musimy poszukać zaklęć mówiących o pamięci i wspomnieniach. Nie wiem niestety, w jakiej księdze lub na jakiej skale są. Nie jestem u długo, a dobrze wiesz, że nikt nie pragnie rozmowy ze mną. Jeśli będziesz wiedziała gdzie je znaleźć to od razu wyruszamy.

Alison? A może Luna ma coś do powiedzenia?

czwartek, 1 sierpnia 2013

Shaeniire do Lestilla

- Lestill... Ja...Ja... - nie mogłam wykrztusić słowa. Normalnie mnie zatkało.
-Ja...Ja...Ja... - mówiłam w kółko, nie mogąc w to uwierzyć
- Shaeniire?
- TAK! - wykrzyknęłam w końcu i przytuliłam partnera... Nie, teraz już narzeczonego!

Lestill? Dziubek? Howrse....

Lestill do Shaeniir'e

- Niestety nigdy tego nie pojmę, ponieważ nigdy nie bede MATKĄ... - powiedziałem poważnie akcentując słowo MATKA.
Shaeniir'e głośno się roześmiała.
- Kocham twój śmiech... - szepnąłem jej do ucha.
- No wiesz, a ja myślałam, że kochasz mnie! - powiedziała oburzona.
- Ejj, to moja fucha! To ja się focham w tej rodzinie! 
Kolejny perlisty śmiech wydobył się z ust mojej dziewczyny.
Nagle coś sobie przypomniałem.
Uklęknąłem przed Shaeniir'e.
- Co ty robisz? - spytała.
Wyciagnąłem z kieszeni granatowe pudełeczko.
- Shaeniir'e, czy uczynienie mi ten zaszczyt i... Wyjdziesz za mnie?

Shaeniir'e?

Shaeniire do Lestila

- Jak mógłbym być na ciebie zły? Z powodu tego, że zostanę ojcem? Shaeniire... - powiedział i przytulił mnie
- Czy..Czyli... Cieszysz się? - zapytałam, cały czas łkając
- Oczywiście! Jak mógłbym się nie cieszyć faktem, że niedługo będę miał więcej osób do kochania... - powiedział i lekko musnął moje usta
- Hmh... Ale... Lestill... - zaczęłam, bo to nie był koniec wiadomości
- Tak? Coś się stało? - zapytał patrząc mi w oczy. Czułam się w tedy, jakby czytał we mnie jak w książce
- Z..z...znaczy.... Bo ja... Boję się - wydusiłam w końcu
- Ale czego?
- Bo... I ja i ty nie mamy jeszcze dwóch lat... Wilczych lat, a tu jesteśmy pełnoletni, ale nadal bardzo młodzi... - mówiłam z narastającym strachem - No i ... - powiedział Lestill, ale po jego minie wywnioskowałam, że domyśla się co chcę powiedzieć
- No i pamiętasz co jest z twoją siostrą? Ja...Ja się boję, że ze mną będzie tak samo... - powiedziałam i rozpłakałam się. Lestill objął mnie ramieniem i wtuleni w siebie usiedliśmy na kanapie.
- Nie musisz się bać. Będzie dobrze. Od teraz zawsze będę przy tobie, nie pozwolę, aby coś ci się stało. Będę cię pilnował dzień i noc.- szepnął mi do ucha
- Wiem, wiem że zawsze jesteś przy mnie. - odpowiedziałam  - Ale ja jestem w początkowej ciąży, na... na razie raczej nic mi nie będzie - głos nadal mi się trząsł
- Ostrożności jednak nigdy za wiele... A właściwie, to jak się zorientowałaś, że... No wiesz, jesteś w ciąży? - zapytał
- Ja... Eee... Nie wiem jak ci to wytłumaczyć... Matki wiedzą takie rzecze, to było tak... Instynktownie... Jakby...- powiedziałam i popatrzyłam na ukochanego, próbując wyczytać z wyrazu jego twarzy, czy zrozumiał o co mi chodzi...

Lestill? Zrozumiałeś?

Custer do Anabelli

Wstałem w nocy bo nie mogłem spać. Spojrzałem na Anabellę trzęsła się. Obudziłem ją i spytałem czy wszystko dobrze.Było ciemno.
-Wszystko dobrze? -zapytałem budząc Anę. 
Wstała i upadła, odpowiedziała że NIE.
-Co się dzieję?-zapytałem z troską. 
-Ała!!! SKURCZ-krzyczała. 
-Spokojnie.-próbowałem się uspokoić.
-Ja rodzę.-powiedziała bardzo zmęczona. 
-Cii! Próbuj się uspokoić. Wdech, Wydech.-powiedziałem już spokojnie. 
-Custer! Ja się boję-płakała. 
-Wszystko będzie dobrze.
-Wdech, Wydech.-mówiłem cały czas. Po 30 minutach na świat wyszedł basiorek. Był zdrowy.
-Mogę go zobaczyć? -spytała Anabella 
-Patrz mały to twoja mamusia.-powiedziałem do basiorka
Anabella poczuła skurcz
-Wdech , Wydech!
Po godzinie od narodzin pierwszego, urodził się basiorek, kolejny.
-Teraz poszło szybko. Tym razem waderka, a po chwili kolejna. Były bardzo podobne do siebie.
-To już koniec!-powiedziała stanowczo i zaczęła rodzić. 
- Basiorek - powiedziałem , ale niestety martwy.

Anabella?

Anabella do Custera i Terry

-Dobrze, oczywiście.-zapewniałam Terrę. 
-Mam nadzieję.-powiedziała. 
-Ja już będę wychodzić.To do zobaczenia jutro. -pożegnałam się. 
-To do zobaczenia.
-Chodź, już idziemy. -powiedziałam do mojego ukochanego. 
-Wszystko jest dobrze?-zapytał. 
-Chyba tak. -odpowiedziałam. 
-Chce już wrócić do domu się położyć i przytulić Ciebie.-powiedział tak pięknie. 
-Ja też !-powiedziałam radośnie. 
Właśnie dotarliśmy do jaskini. Położyłam się na moim posłaniu, a on przytulił się do mnie i dał mi buziaka. Dobranoc... -powiedziałam i zasnęłam. 
-Dobranoc.-Też już zasnął. 

Custer?

Shayde - Jak dołączyłam do watahy...

Będąc w swej długiej podróży, dawałam nadzieje wszystkim zwierzętom spotykanym na mej drodze. Wszędzie gdzie pomagałam, zawsze pozostawałam w pamięci najstarszych, jak i najmłodszych. Pewnej wiosennej nocy znalazłam strumień, zielony strumień. Napoiłam się, gasząc swe wielogodzinne pragnienie, a także zmyłam z siebie trudy drogi. Ułożyłam się wygodnie na brzegu i odpoczywałam. Plusk wody wydawany przez żyjące w niej stworzenia skutecznie zagłuszał kroki... no właśnie... ale czyje kroki... Podniosłam łeb i rozejrzałam się czujnym wzrokiem dookoła, lecz nic nie zauważyłam. Szelest. Podniosłam swoje ociężałe i zmęczone dość długą wedrówką cielsko. Odgłos towarzyszący łamaniu gałęzi. Obróciłam się i zdążyłam zobaczyć zarys postaci wilka w ciemności. Rzucił się na mnie, a ja zwinnie odparowałam cios. Później wszystko działo się w zatrważającym tempie. Ostatecznie mój przeciwnik wbił swe kły w mój kark. Próbowałam wydostać się spod nacisku jego ciała, lecz on tylko coraz mocniej zatapiał kły w ranę. Nagle znikąd wyskoczył wilk odciągając napastnika ode mnie. Byłam cała pokiereszowana i nie miałam siły, by wykonać jakikolwiek ruch którąkolwiek częścią ciała. Mój obrońca został odrzucony na bok. W blasku księżyca zabłyszczały dwa czerwone ślepią i mój stary przeciwnik rzucił czymś we mnie. Celem była moja głowa. Po uderzeniu poczułam silny ból. Mój mózg zarejestrował tylko zarys dwóch walczących wilków, a pózniej była pustka. Wielka ciemność i nicość. Dogłębna cisza odbijała się echem w mojej głowie, a ja nie czułam już nic...

Ciąg dalszy nastąpi...

Alison do Raven

Zaskoczyło mnie to. Nie wiedziałam, że Raven i Navara to jedno... Raven naprawdę czuje się osamotniona, a Luna ją odgoniła, bo omawiałyśmy pewne tajne sprawy watahy. A poza tym to zdążyłam już zauważyć relacje Raven z innymi wilkami. Pajała do nich niechęcią, a jednak ich polubiła. 
- Raven? - uśmiechnęłam się.
- Czego? - spytała oschle.
- Teraz już wiesz, dlaczego wilki cię odrzucają? - spytałam z miną już mniej przyjazną. Teraz bardziej przypomniałam matkę, która szykuje sie, żeby zganić nieposłuszne dziecko. - Właśnie dlatego! A potem przychodzisz i mówisz, że nikt ciebie nie lubi, a ty sama do tego doprowadzasz! A to, że niezbyt cię traktowano jako Navare, to tylko dla tego, iż byłaś ,,nowa" i nikt  ciebie nie znał. Myślisz, że gdy dochodzą nowe wilki, to od razu są rozchwytywane? Myślisz, że wszysy od razu je lubią? Otóż odpowiedź brzmi NIE. Nie wiem, czy to prawda o tym całym Senu... Nie wiem, czy jeśli tak, to czy on zrobił z ciebie taką wredotę... Nie wiem... I jest mi przykro kiedy widzę, jak sie z innymi kłócisz... Nie chce niezgody w watasze....

Raven?

Raven do Alison i Luny

Kolejny dzień i kolejna próba moich umiejętności. Rano zjadłam jakiegoś zająca, a potem wybrałam się do reszty watahy. Mimo, iż jako Raven nie szukałam przyjaciół to czułam się trochę osamotniona, bo wiedziałam, że tak naprawdę nikt nigdy mnie nie zrozumie, ale teraz jako Navara czułam się akceptowana, a może nawet trochę..lubiana i nie przychodziło mi do głowy użalać się nad sobą. Po kilku chwilach wypatrzyłam Lunę i Alison, siedziały na brzegu jakiegoś jeziorka i rozmawiały.
-Cześć! Mogę się do was przyłączyć?-zapytałam
-No...chyba tak-powiedziała Luna i widać było, że moje towarzystwo jej troszeczkę przeszkadzało..
-Jeżeli nie chcesz to wystarczy powiedzieć..słyszę, że zapraszasz mnie niechętnie..-powiedziałam smutno, po czym dodałam.-Czuję, że nieważne jak się zmienię. Wilki i tak nie będą chciały mojego towarzystwa...
Odeszłam kawałek i położyłam się w trawie, pod drzewem. ~Luna i Alison nie chcą ze mną rozmawiać, inne wilki też...może powinnam odejść? Tak, ale kto przyjmie Raven do watahy...tak szczerze to polubiłam ich i trudno będzie mi się z nimi rozstać ale jeśli mam się czuć jak kula u nogi...~myślałam. Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się do jaskini, po drodze znowu spotkałam Lune i Alison.
-Czemu idziesz do jaskini Raven?-zapytały obie jednocześnie.
-Idę do domu..-powiedziałam odmieniając się.-Pamiętasz, kiedyś mówiłaś, abym się zmieniła, żebym była miła ale jak widzisz to nie działa..Wilki dalej mnie unikają..

Alison? Luna?

Lestill do Shaeniir'e

- Chciałam z tobą pogadać... no wiesz... o... - Shaeniir'e jąkała się.
- O czym kochanie? - spytałem.
- Ale tak.... hipotetycznie... - powiedziała.
- A na jaki temat?
- No.... Chciałabym ci się spytać, czy.... Jesteś ze mną szczęśliwy? - spytała drżącym głosem.
- Oczywicśie, że tak! - zdziwiło mnie ogromnie jej pytanie. - Jak śmiesz myśleć inaczej?! 
- Nie wiem... A chciałbyś mieć ze mną rodzinę?
- Tak... Nie wiem, dlaczego zadajesz takie pytania, na ktore odpowiedzi nie potrzebujesz, bo ją znasz...?
Shaeniir'e popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. 
- Pzepraszam kochanie... - powiedziałem.
- Jjjaa... Jaa... 
- Dlaczego mi nie wybaczysz? - w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie płacz... Ja... Jestem w ciąży... - powiedziała moja dziewczyna, patrząc na mnie jakbym myślała, że na nią nakrzyczę. Nie odzywałem się. 
- Jeesstteś złłyy? - spytała łkając.
Bez słowa wstałem z kanapy. Shaeniir'e stanęła przede mną. Spojrzałem w jej oczy i...

Shaeniir'e?

Terra do Anabelli i Custera

- Hmmm... No dobrze... Zrobiłam odpowiednią miksture, która pomoże... A przynajmniej taką mam nadzieje... - ostatnie zdanie powiedziałam praktycznie do siebie.
- Słucham? - spytała Anabella.
- Co? Nic, nic... - odpowiedziałam szybko. - Custer, obawiam się, że musisz wyjść...
- Dobrze... - odparł i wyszedł.
- Anabello, muszę cię najpierw zbadać.
Po badaniu pisałam jej miksture, a po wypicia obwieściłam:
- Trzymaj się tej samej diety, którą ci wcześniej zalecilam, chodź na spacery, ale tez codziennie do mnie przychodź, jasne?

Anabella?

Anabella do Custera i Terry

Ja i Custer staliśmy u progu chatki Terry, a ona od razu zapytała:
-Jak się czujesz? 
-Lepiej, ale jeszcze nie dobrze.-odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie. 
-To dobrze, szczerze mówiąc myślałam że będzie gorzej. Jeszcze jedno. Czy byłaś na spacerze? Czy jesz tylko to co masz ? -zapytała. 
-Tak, robię wszystko tak jak mówiłaś.
-Cieszę się. Czy wszyscy już wiedzą?
-No, nie wiem. 

Terra?

Custer do Anabelli

-Wróciłem z polowań, Ana jeszcze sobie smacznie chrapała. Pomyślałem, że ją obudzę, przecież nie może przespać całego dnia:
-Wstawaj jest już późno.-zawołałem. 
-Nie śpię już od jakiś 2-uch godzin. Tylko sobie leżałam. Muszę iść do Terry!-powiedziała. 
-Najpierw coś zjedz.-powiedziałem i dałem jej rybę. 
-Dziękuję! Jest wysmienita!-krzyknęła wreszcie radosna. 
-To chodź do Terry sprawdzić jak tam.
-Już idę, powoli, ale idę.

Anabella ?

Charlotte do Karu

-Może pójdziemy zjeść do mnie. Nikogo tam nie ma Co ty na to ?-zaproponowałam. 
-Niech Ci będzie. U mnie nie wiem kto jest. -powiedział. 
-Po posiłku pójdziemy odwiedzić mojego braciszka. Dawno go nie widziałam, ale słyszałam że ma dziewczynę. 
-Mi tam pasuję.-odpowiedział. 
-Kocham Cię!-powiedziałam z zajacem w pysku więc zapewne dziwnie to brzmiało. 
-To tu?-zapytał. 
-Tak! Jestem taka głodna że zjadlabym konia z kopytami!-powiedziałam i zaczełam jeść. 
-Dobre ?-zapytał.  
-Pyszne, Pyszniutkie. O boże zapomniałam. Jednak musimy zmienić plany. Idziemy na Tulipanową polanę -powiedziałam. 

Karu ?

Nowy członek!

Kochani!
Do naszej watahy dołącza Shayde!
Powitajcie ją ciepło!

Wasza Beta,
Alison

Ostrzeżenie!

Alissa, Mavies, Nika - piszcie opowiadania! Daję wam czas do 05.08!
Właścicieli Ameji, Mariki, Sumera i Anastazji proszę o przysłanie do mnie lub Alison formularzy dla dorosłych wilków.
I dziś wilki zostały postarzone!

Luna

Shaeniire do Lestilla

Kiedy wróciłam do naszej sypialni, Lestill leżał i czytał książkę (bodajże ''Wolvers Town - przewodnik po mieście'')
- Hej... - szepnęłam i położyłam się obok partnera. On przerwał czytanie i przytulił mnie mocno.
- I jak tam samopoczucie? - zapytał (po raz setny dzisiaj)
- Dobrze. Już wszystko jest OK. - mruknęłam wtulając się w ukochanego.
- Wiesz, że się o ciebie martwię? Nie chcę, aby cokolwiek złego ci się stało... - szepnął mi do ucha
- Wiem. Lestill?
- Tak?
- A czy... Em... No...
- No? Shaeniire, najdroższa, mnie możesz powiedzieć wszystko - powiedział i pocałował mnie namiętnie. Pocałunek trwał kilka minut, a gdy już się od siebie ''oderwaliśmy'', powiedziałam:
- Eh, przez ciebie zapomniałam, co chciała, ci powiedzieć - rzekłam z udawanym wyrzutem
- Oj tam, oj tam... Powiesz mi kiedy indziej. A może ci się przypomni? - odpowiedział
- Hmmm... Może ''coś'' mogłoby mi to przypomnieć - uśmiechnęłam się kokieteryjnie
- A co? - zapytał zdziwiony, chodź po jego minie mogłam przypuszczać, że domyśla się o co mi chodzi.
- To - odpowiedziałam i tym razem to ja go  pocałowałam, lecz dłużej niż on mnie.
- Mmm... Chyba częściej powinnaś mieć kłopoty z pamięcią - mruknął - Wiedziałbym, jak ci to przpomnieć. 
- Ale niestety mam dobrą pamięć. Choć wydaje mi się, że ty nie potrzebujesz powodu, aby w TEN sposób przypominać mi rózne rzeczy. Robisz to na okrągło. - uśmiechnęłam się
- I co, przeszkadza ci to? - zapytał i udał, że się obraża.
- Ej, no weź! Lestill... Wiesz doskonale, że uwielbiam jak to robisz - powiedziałam i przytuliłam go - Nie obrażaj się, proooooszę! Lestill...Hej, ja na prawdę kocham  gdy to robisz... Na serio, mógłbyś robić to cały czas! - mówiłam
- Tak? - upewnił się
- Tak, mówię prawdę! - powiedziałam i popatrzyłam na Lestilla, a on szybko odwrócił się do mnie i zaczął całować. Kocham, gdy tak robi!
- Oki, już ci wierzę - odpowiedział
- Osz ty! - zaśmiałam się , a on objął mnie ramieniem. W jego objęciach czułam się tak dobrze, wiedziałam, że choćby nie wiem co, on ZAWSZE będzie przy mnie, ochroni mnie, otoczy opieką... Eh, mogłabym tak siedzieć, obejmowana przez niego, osobę, którą kocham nad życie, całe wieki. Nagle Lestill odezwał się:
- A teraz tak na serio, o co chciałaś mnie w tedy zapytać? - szepnął mi do ucha

Lestill? O co chciałam cię zapytać? No...

Karu do Charlotte <3

- Ależ oczywiście! - krzyknąłem - Przecież kocham cię nad życie!
- Ja ciebie też.. - powiedziała i zarumieniła się
- Hej, wiesz co? Jest już południe, może  pójdziemy na szybkie polowanie? Ale tak na spokojnie, nie chcę, żeby znów ci się coś stało...
- Oj, wiem, ale już jesr dobrze. Na prawdę! - powiedziała
- Wierzę, ale... tak na wszelki wypadek - mrugnąłem do niej. Ona się zaśmiała, a potem pobiegliśmy do zagajnika. Upatrzyłem dość dużego lisa. Przyczaiłem się w krzakach, czekając na odpowiedni moment. Gdy on nastał skoczyłem i po paru sekundach trzymałem go w pysku. Nadbiegła Charlotte, niosąc zająca.
- No, to będziemy mieli niezła ucztę - rzekłem na jej widok
- Raczej... - uśmiechnęła się. Rany, jaka ona była piękna, gdy się uśmiechała!

Charlotte? <3

Anabella do Custera

-Zostaliśmy sami!  -powiedziałam 
-Tylko ty i ja.
-Jak nazwiemy swoje dzieci ?-zapytałam. 
-Jak chłopiec to... hmm.... Derus. -zaproponował. 
-Dziewczynka to Sheyde .-pomyślałam
-Pięknie. Idź już spać.
-powiedział z troską. 
-Dobrze-zasnęłam. 
-Ja i tak nie będę spał. Jutro jak wstaniesz to dostaniesz pyszną  rybę. Dobranoc...

Kiiyuko do Asemili, Kastera, Anabelli, Custera, Marenu

-Postaramy się!-powiedziałam. 
-Ja i twój tata Anko też, wiesz że twój ojciec będzie zły-powiedziała Asemila. 
-Wiem, ale co na to poradzić.-powiedziała z pokorą. 
-Miło mi Cię poznać!-powiedziałam witając się z Asemilą. 
-Mi też !-odpowiedział mój partner. 
-Dziękuje i wzajemnie. Musimy się kiedyś umówić na zająca. Bardzo chętnie zapraszamy. Do mojej i mojego męża watahy. Bardzo chętnie was pozna. -powiedziała Asemila. 
-Mamo, chodźmy już nudzi mi się!-marudził Marenu.
-Dobrze, już idziemy tylko pożegnaj się z siostrą, bo nie prędko się z nią zobaczysz.-powiedziała do swojego synka. 
-Dlaczego? 
-Ponieważ jest chora i ma słabą odporność!
-Pa!Pa córeczko! Przyjdę jutro z tatą
 -pożegnała się. 
-My też już pójdziemy. -powiedziałam 
-To pa mamo i tato. -powiedział Custer. 

Anabella ? Custer?

środa, 31 lipca 2013

Raven do Shadow'a i Angel

-Coś ty zrobiła?!-powiedziałam wściekła. -Jestem przez ciebie cała mokra!
-Mówiłem, że nie znasz się na żartach!-zaśmiał się Shadow. 
-Widzę wyglądasz na mądrego i poważnego, ale z pewnością taki nie jesteś, zresztą ona też. Wy moje drogie maluszki bawcie się dalej, a ja idę poszukać odpowiedniejszego towarzystwa!
-Jakie maluszki? Jesteśmy dorośli!-krzyknęła Angel. 
-Naprawdę? Nie podejrzewałam tego po twoim zachowaniu...Gdybyś była dorosła, wiedziałabyś, że ze mną się nie zadziera.
-Bo co?!-krzyknęli oboje na raz. 
-Nie mam zamiaru marnować moich mocy i czasu na was, poza tym gdybyście zobaczyli taki koszmar, to nie spalibyście po nocach.
-Tak z pewnością.-powiedział Shadow. Moja reakcja była wiadoma, przemieniłam się w koszmar i nastraszyłam ich porządnie, po czym wróciłam do mojej zwykłej postaci. Naturalnie Shadow i Angel próbowali pokazać, że się niczego nie przestraszyli ale ich miny mówiły co innego.

Angel? Shadow?

Anabella do Custera, Kiiyuko, Kastera, Marenu i Asemili

Dotarliśmy do jaskini bardzo powolnym tempem, żebym  się nie zmeczyła. Wszyscy zaczęli się już schodzić.  Moja mama i rodzice Custera. 
-Czy coś się stało ?-pytali się. 
-O co chodzi ? 
-Jestem ... w ...ciąży ...-jakalam się. 
-Że co?! -krzyknęła moja mama. 
-To co słyszałaś...
-Czy ty wiesz co Ci grozi i maluchom?! -zapytała zła.
-Wiem i się boję ale jestem silna!-tłymaczyłam 
-Mówiłam żebyście uważali!-powiedziała Kii. 
-Wiem.-powiedziałam z pokorą. 
-Ja nie wiem co powiedzieć?-powiedział Kaster. 
-Pomożecie nam? -spytałam nieśmiało. 

?

Custer do Anabelli, Marenu, Kiiyuko, Kastera i Asemili

-Właśnie wchodzilismy do domu moich rodziców , więc powiedziałem:
- Cześć !
-Witaj kochanie !
-Zapraszamy was do nas za jakieś 30 minut. - Anabella powiedziała stanowczo i szturchnęła mnie w nogę , więc spojrzałem na nią. Wyglądała źle, nawet bardzo.
-Przyjdziemy, oczywiście. -powiedziała moja mama. 
-To my już idziemy -powiedziałem szybko widząc, że Anabelli jest słabo. 
-Już mi lepiej . -powiedziała jak znajdowalismy się już na świeżym powietrzu. 
-Następnym razem idziesz tylko na spacer. Nie możesz się przemęczać !
-To teraz do moich rodziców.-powiedziała że strachem w oczach. 
-Mamo!-zawołał Marenu wiedząc już chyba o co chodzi. 
-Dzień Doberek! Czy coś się stało ? -spytała. 
-Po prostu przyjdź za chwilę do naszego domu-powiedziała Anabella. 
-To do zobaczenia. -powiedziałem, widząc męcząca się Anabellę. 

Anabella, dokończysz?

Anabella do Terry, Custera i Marenu

-Dobrze.- powiedziałam żegnając się. 
-Marenu, chodź idziemy.  -powiedziałam pospieszajac go. 
-Idę -marudzil. 
-Witaj kochanie! - powiedziałam, wchodząc do domu. 
-Długo cię coś nie było. 
Wzięłam wdech i zaczęłam tłumaczyć. -Jestem w ciąży, w bardzo młodym wieku i mogę nie przeżyć młode też. -  powiedziałam
-Nie wiem co powiedzieć...
-Nie martw się. Żeby wszystko było dobrze, muszę jeść tylko kaszę, jelenie, rybę, lisy i dziki. Chodzić na spacery 2 razy dziennie...
-To dlatego was tak długo nie było. Zrobię wszystko , by było dobrze-powiedział Custer. 
-Pójdziesz że mną do moich i twoich rodziców? -spytałam 
-Nie puszczę ciebie samej, nie możesz się przemęczać. -odpowiedział. 
-To ruszamy. Marenu, idziesz z nami. 

Custer?

Shadow do Raven i Angel

-Ciekawe... -powiedziałem do Angel.
-Tak. Idź z nią porozmawiać. -odpowiedziała wadera.
Poszedłem za Raven.Wadera odwróciła się i warknęła groźnie.
-Czego jeszcze chcesz?!
-Po pierwsze powiem ci, że nie znasz się na żartach.-powiedziałem ze złośliwym uśmieszkiem.
-Ja?! Nie znam się na żartach?!-odpowiedziała wadera. 
Staliśmy chwilę w milczeniu,nagle podbiegła do nas Angel.
-Hej, wy tu gadu-gadu, a ja się nudzę! -powiedziała zdyszana. 
-Rozmawiamy o poważnych sprawach. -odparłem. 
-To w takim razie trzeba was rozruszać. -powiedziała i wepchnęła mnie do wody. Sama zaś skoczyła na "bombę" i ochlapała mnie i Raven.

Raven? Angel?

Terra do Anabelli

- Są dwa wyjścia. Chociaż obstawiam, że raczej nie masz ochoty ruszać na niebezpieczną wyprawę po księgę ukrytą na skraju Lasu kryjącego się za Zapomnianymi Schodami...
- Nie! - odparła ze zgrozą.
- Hmm... Na razie musisz się porządnie odżywiać. Czytaj : kasza, ryby, jelenie, lisy, dziki... Pod żadnym pozorem nie biegam, nie ćwicz, ale chodź na częste spacery, przynajmniej 2 razy dziennie. - tłumaczyłam. - Ja postaram się odszukać odpowiednią rec.... - resztę zdania dokończyłam mamrocząc.
- Terro?
- Tak?
- Czy są JAKIEKOLWIEK szanse na przeżycie przeze mnie porodu?
- Myśle, że tak... Musis mi dać cały dzisiejszy dzień i przyjść jutro w południe... 
- Dobrze.
Anabella już miała wyjść, kiedy sobie o czymś przypomniałam.
- Lepiej by było, gdybyś od razu powiedziała Custerowi o ciąży i... skutkach ubocznych w nią zajścia w takim wieku...

Anabello?

wtorek, 30 lipca 2013

Anabella do Terry

-Usłyszałam głos Terry Tak jak kiedyś. Nie wiedzialam o co chodzi i co się ze mną stało.Terra wyglądała na bardzo skupioną .
Wiedziałam że zemdleje tylko Nie wiedzialam kiedy.
-Terro chcę żyć i chcę żeby moje potomstwo też przeżyło. Zrobię wszystko-powiedziałam stanowczo. 
-Są dwa rozwiązania ...

Terro, jakie dwa rozwiązania?

Terra do Anabelli

Anabella upadła na ziemie. 
- Anabello? Halo! - mówiłam do niej. Nie reagowała. Skupiam sie. - Może uda mi się, tak jak dawniej? - szepnęłam do siebie. 
Skupiłam się naprawdę bardzo mocno. Tak jak kiedyś... - szepnął głos w mojej głowie, a jego słowa odbijały się echem w mojej czaszce - Tak jak kiedyś... Tak jak kiedyś...
Otworzyłem szeroko oczy, a z nich emanowała światłość. Wzniosłam się nad ziemie około pól metra. Spojrzałam na Anabelle i spadły na nią promienie z moich oczu. Tak jak kiedyś... 
- Tak jak kiedyś... - powiedziałam. 
Światłość ogarnęła mnie całą. Byłam światłem.... Byłam mocą... Byłam uzdrowieniem...
- Tak jak kiedyś....

Anabello?

Anabella do Terry

-Czy cokolwiek można zrobić? Zrobiłabym wszystko - łkałam.  
-Muszę się zastanowić... - mruknęła Terra. 
-Szybko - pospieszalam ją. 
-W sumie... no...nie ...wiem...musze się ... zastanowić... są ... szansę... to...albo... - myślała głośno. 
-Nagle upadłam na ziemię. Nie wiedziałam co się dzieje .

Terro, co się dzieje?

Terra do Anabelli

- Lekkie deja vu... Ten sam przypadek co z Ra... Zbyt często sie t... Robi sie... A może jednak... Uda? - maamrotałam pod nosem.
- Terro, co robi się, co uda?! Co się dzieje?!?!
- Ale to nie... Chyba że... Który to może być? Jeśli to było... To znaczy że...
- Terro!
- A jednak. Nie mogę nic zrobić... Ona chyba nie... - nie przerywałam, a nawet nie słyszałam Anabelli.
- Co się tu dzieje?! Terro, błagam, powiedz mi! - Anabella łkała. 
Otrzasnęłam się z tego transu. 
- Anabello, nie... - chciałam jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam tego jej zapewnić. - Ja nie wiem, czy... ty... czy ty... przeżyjesz poród... - powiedziałam patrząc prosto w jej oczy.

Anabello?

Anabella do Terry

-Jak to możliwe ? Czy nie jestem za młoda? -obsypywałam Terrę pytaniami.
-Ile ty masz lat ? -zapytała. 
-1,7 .-Odpowiedziałam. 
-Nie jest najlepiej. Mogło być gorzej. - szeptała pod nosem. 
-Czy komuś coś zagraża ?-spytałam zmartwiona. 

Terra, czy coś nie tak?

Raven do Angel i Shadow'a

Gdy Angel i Shadow odkryli, że ukrywam się w krzakach, postanowiłam wyjść, bo dalsze ukrywanie się nie miało sensu. Wyszłam i stanęłam naprzeciwko nich.
-Raven?-zapytała Angel
-Nie, ten demon co piekła pilnuje..-powiedziałam, na co Shadow zaczął się śmiać.
-A ty z czego się śmiejesz?
-Z ciebie!
-Jak ci dam zaraz powód do śmiechu to pożałujesz!-powiedziałam, a moje oczy zaczęły świecić białym światłem. Wzięłam głęboki oddech i dumnym krokiem odeszłam kawałek, dopiero wtedy zamieniłam się w koszmar, zawarczałam na nich i z dumnie uniesioną głową odeszłam...

Angel? Shadow?



Terra do Anabelli i Marenu

- Dobrze, przebadam cię. - odparłam. - Proszę, połó.... - przerywałam. - Marenu, proszę żebyś wyszedł. Niestety, ale nie możesz przebywać tutaj w czasie badania...
Basior, jakby oburzony, chciał coś dodać, ale popatrzyłam na niego wzrokiem nieznoszącym jakiegokolwiek spzeciwu z NICZYJEJ strony. Wyszedł.
- Połóż się. - Anabella posłusznie wypełniła polecenie. Przebadałam kolejno jej głowę, zajrzałam do gardła, zbadałam brzuch, po czym uśmiechnięta odłożyłam wszystkie przyrządy i... zaczęłam przygotowywać wywar z ziół.
- Terro, co robisz? Co mi jest? Wszystko w porządku? Co oznaczają mdłości, omdlenia... - Anabella zasypywala mnie pytaniami z prędkością karabinu maszynowego, a ja tylko podśmiewałam się z niej pod nosem. Postanowiłam zrobić jej mały kawał. Przygotowałam wywar i stanęłam przed nią z iście grobową miną. Wadera zrobiła oczy jak denary. Miałam ochotę parsknąć śmiechem. - Anabello, córko Asemili, musisz wypić to natychmiast. - powiedziałam udawanym poważnym tonem. Szybko wypiła, a ja sie ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
- Terro, co mi jest?! - spytała przerażona.
- Jesteś poważnie chora... - odpowiedziałam.
- O Boże! Na co?! - spytała ponownie, z jeszcze większym strachem w oczach.
Nie dawałam juz dłużej rady. Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Terro... Dobrze sie czujesz? - spytała z powątpieniem w głosie pacjentka. A ja nie miałam siły jej odpowiedzieć. Turlałam się po ziemi mojej chatki ze śmiechu. Wkrótce przyłączyła się do mnie Anabella, którą rozśmieszyłam nieudolnymi próbami opanowania się lub powstania na nogi.
- Ale teraz tak na serio... Co mi jest?
- Anabello... - zaczęłam uspokajając się. - Jesteś... Przyszłą matką! Powiedziałam z uśmiechem od ucha do ucha, a podkreślam, że jestem wilkiem i moje uszy są dość wysoko na mojej głowie...

Anabello?