środa, 8 maja 2013

Solitario do Swifta i Luny

Obudziłem się rano i zauważyłem, że leżę w swojej jaskini.
- Przecież byłem... - zacząłem i nagle puknąłem się w głowę. - To był tylko sen...
Wstałem i... zamarłem.
- O ile się nie mylę, dzisiaj jest... 8 maja... DZIEŃ WADERY! - ledwie to powiedziałem, już wyleciałem z jaskini jak poparzony. Postanowiłem pójść do Swifta i poprosić go o przyjacielską radę.
- CO?! - krzyknął zdziwiony kiedy powiedziałem mu o Dniu Wadery. - Chodź! - krzyknął i równie szybko co ja wcześniej, wybiegł z jaskini. Pobiegliśmy na Polanę Różu i zerwaliśmy po kilku kwiatkach wiśni. Potem jednak każdy z nas pobiegł w inną stronę. Ja pobiegłem na Kraniec Świata i zerwałem parę liści paproci, potem pędem poleciałem w kilka innych miejsc, aż w końcu z całej tej bieganiny powstał taki bukiet:














Zerwałem mały fragment liany i zawiązałem bukiet. Skierowałem się w kierunku jaskini Luny. Kiedy wszedłem do środka ujrzałem ją nad wielkim garem. Podszedłem ją od tyłu jak najciszej i delikatnie pocałowałem ją w policzek. Podskoczyła, lecz po chwili zaczęła się śmiać. Obróciła się i zaniemówiła. Patrzyła na bukiet oczami jak dwa wielkie denary.
- To dla ciebie... - powiedziałem z uśmiechem.
- Ja.... - nic więcej nie powiedziała tylko mnie pocałowała.
- Czyli ci się podoba?
- Oczywiście! Czekaj... - powiedziała przyglądając się uważnie bukietowi. - Przecież to...

Luna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz