czwartek, 18 kwietnia 2013

Opowiadanie Alison

Nagle przed basiorem wylądował wielki gryf! Nie wiedziałam co robić.
- Myślisz, że odwrócisz moją uwgę od siebie? Phii! Chyba śnisz! - powiedziałam mu w twarz.
Chciałam coś dodać, lecz gryf rzucił się na mnie. Odskoczyłam w bok. Nie podawał się. Postanowiłam wezwać Flime. Gdy przyleciała od razu oślepiła monstrum blaskiem. Wykorzystałam to i zadałam mu śmiertelną ranę.
- Ojej! Nie masz swojego obrońcy, cieniasku? - spytałam drwiąco.
- Zaraz będzie po TOBIE! - wrzasnął i obnarzając kły zaczął szarżować na mnie.
Odskoczyłam. Kątem oka widziałam iż Kiara wstaje i powoli rusza do wyjścia. Po chwili przyspiesza. Wilk widząc, jak patrzę za waderą wykorzystał to i udrapnął mnie w bok. Zasyczałam z bólu. Nie pozostałam mu dłużna. Oddałam cios z równą zachłannością. Potem wszystko działo się szybko. Ja ewidentne byłam szybsza, sprytniejsza i zwinniejsza od tego intruza. W końcu wycieńczony, padł. Uśmiechnęłam się zwycięsko i zaczęłabym skakać ze szczęścia, gdyby nie mocno zaraniony bok i łapa. Podeszłam do Luny, ale miała zamknięte oczy. Wzięłam ją na plecy i ruszyłam do Terry.
- Jeśli... ktokolwiek... może... teraz... pomóc to... tylko... Terra... - powiedziałam do siebie z wysiłkiem. Gdy byłam już na progu jaskini zielarki, padłam na ziemię z wyczerpania...

Luna? Terra? Kiara?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz