-Jest mi przykro. To wszystko moja wina. -płakałam.
-Spokojnie nie obwiniaj siebie. Też jest mi przykro. -powiedział.
-Wiem. Cieszę się że reszta żyje. - mówiłam ze łzami w oczach.
-Musimy pomyśleć jak nazwiemy nasze pociechy.
-Nigdy nie zapomnę. Tej nocy. Możemy jeszcze... nie ... nie zrobię tego. -myślałam głośno
-Maluchy jeszcze śpią. Spojrzałam na basiorka - on to Derus. Ten ma na imię Tornes. Waderka Skyde, a druga Shady.
-Pieknie.- Powiedział
-Musimy zabrać szczeniaki i pójść do Terry. Nie musimy ich budzić. Same wstały. Są głodne. Muszę je nakarmić. I będziemy wychodzić. -powiedziałam do mojego ukochanego.
-Chodź idziemy ja biorę Tornesa i Skyde. Ty Shady i Derusa. -zaproponował.
-Dobrze to chodź idziemy. -powiedziałam i wyszłam.
Dotarliśmy do Chatki Terry bez żadnych problemów.
-Dzień Dobry Terro ! - powiedziałam i weszłam z Custerem.
-Jak się czujesz ? -spytała.
-Dobrze.-odpowiedziałam.
-Ty już urodziłaś!-krzyknęła.
-Tak i jeden urodził się martwy.
?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz