czwartek, 1 sierpnia 2013

Shayde - Jak dołączyłam do watahy...

Będąc w swej długiej podróży, dawałam nadzieje wszystkim zwierzętom spotykanym na mej drodze. Wszędzie gdzie pomagałam, zawsze pozostawałam w pamięci najstarszych, jak i najmłodszych. Pewnej wiosennej nocy znalazłam strumień, zielony strumień. Napoiłam się, gasząc swe wielogodzinne pragnienie, a także zmyłam z siebie trudy drogi. Ułożyłam się wygodnie na brzegu i odpoczywałam. Plusk wody wydawany przez żyjące w niej stworzenia skutecznie zagłuszał kroki... no właśnie... ale czyje kroki... Podniosłam łeb i rozejrzałam się czujnym wzrokiem dookoła, lecz nic nie zauważyłam. Szelest. Podniosłam swoje ociężałe i zmęczone dość długą wedrówką cielsko. Odgłos towarzyszący łamaniu gałęzi. Obróciłam się i zdążyłam zobaczyć zarys postaci wilka w ciemności. Rzucił się na mnie, a ja zwinnie odparowałam cios. Później wszystko działo się w zatrważającym tempie. Ostatecznie mój przeciwnik wbił swe kły w mój kark. Próbowałam wydostać się spod nacisku jego ciała, lecz on tylko coraz mocniej zatapiał kły w ranę. Nagle znikąd wyskoczył wilk odciągając napastnika ode mnie. Byłam cała pokiereszowana i nie miałam siły, by wykonać jakikolwiek ruch którąkolwiek częścią ciała. Mój obrońca został odrzucony na bok. W blasku księżyca zabłyszczały dwa czerwone ślepią i mój stary przeciwnik rzucił czymś we mnie. Celem była moja głowa. Po uderzeniu poczułam silny ból. Mój mózg zarejestrował tylko zarys dwóch walczących wilków, a pózniej była pustka. Wielka ciemność i nicość. Dogłębna cisza odbijała się echem w mojej głowie, a ja nie czułam już nic...

Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz