- Bo... Ja... Shaeniir'e... Rany... Upadła... Jaskinia... Szybko! - dyszałem cieżko.
- Spokojnie Lestill! Gdzie ona jest? - zapytała ciocia. - Zaczekaj!
- Hę? - spojrzałem na ciocię wyczekująco.
- Wdech... Wydech... I tak 10 razy... - wykonałem jej polecenie i mój oddech się automatycznie uspokoił. - No... A teraz powiedz mi wszystko od początku...
Opowiedziałem cioci o tym jak Shaeniir'e i Rayl'a się pogryzły, o tym jak pomogłem tej pierwszej, a ona była wredna. O naszej kłótni i o tym iż do mnie przybiegła.
- Hmmm... - zamyśliła się ciocia. - Ile mniej więcej ma ran i jakiej są wielkości??? - zacząłem opisywać, a ciocia coś wrzucała do kociołka z wrzątkiem (skąd on się tam wziął?!) i szeptać jakieś zaklęcia. Po chwili wszystko było gotowe. Ali wlała wszystko do fiolki, a eliksir (lub maść... Co to było???) zapakowała do torby wraz z bandażami i kazała się zaprowadzić do Shaeniir'e. Rozsmarowała TO COŚ na ranach wadery, opatrzyła wszystko, zrobiła wodę z miętą i kazała mi jej ją podać, jak się obudzi. Przyniosła także pózniej dorodną sarnę. Podziękowałem jej wylewnie i czekałem...
Shaeniir'e?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz