wtorek, 11 czerwca 2013

Lestill do Shaeniir'e

Usłyszałem krzyk przepełniony bólem i zobaczyłem upadającą Shaeniir'e. Podbiegłem do niej natychmiast i zabraliśmy do siebie. Opatrzyłem jej rany, ale wolałem udać się do profesjonalisty. Kiedy doszedłem do jaskini Terry, jej tam nie było. Pomyślałem, że pójdę do cioci Luny, ale po krótkich refleksjach na temat konsekwencji tego, że Shaeniir'e sobie coś zrobiła i Luna może myśleć, iż to moja wina i mnie znienawidzić, postanowiłem pójść do mojej mamy, ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć. Nagle pomyślałem o cioci Alison i od razu do niej popędziłem. Wpadłem do jej jaskini ledwo zipiąc i w ułamku dwóch sekund kiwnąć głową w stronę wujka Blease'a, co miało oznaczać przywitanie, poklepać przyjaźnie Karu i przywitać sie z dziewczynami, po czym podejść do Alison.
- Bo... Ja... Shaeniir'e... Rany... Upadła... Jaskinia... Szybko! - dyszałem cieżko.
- Spokojnie Lestill! Gdzie ona jest? - zapytała ciocia. - Zaczekaj!
- Hę? - spojrzałem na ciocię wyczekująco.
- Wdech... Wydech... I tak 10 razy... - wykonałem jej polecenie i mój oddech się automatycznie uspokoił. - No... A teraz powiedz mi wszystko od początku...
Opowiedziałem cioci o tym jak Shaeniir'e i Rayl'a się pogryzły, o tym jak pomogłem tej pierwszej, a ona była wredna. O naszej kłótni i o tym iż do mnie przybiegła.
- Hmmm... - zamyśliła się ciocia. - Ile mniej więcej ma ran i jakiej są wielkości??? - zacząłem opisywać, a ciocia coś wrzucała do kociołka z wrzątkiem (skąd on się tam wziął?!) i szeptać jakieś zaklęcia. Po chwili wszystko było gotowe. Ali wlała wszystko do fiolki, a eliksir (lub maść... Co to było???) zapakowała do torby wraz z bandażami i kazała się zaprowadzić do Shaeniir'e. Rozsmarowała TO COŚ na ranach wadery, opatrzyła wszystko, zrobiła wodę z miętą i kazała mi jej ją podać, jak się obudzi. Przyniosła także pózniej dorodną sarnę. Podziękowałem jej wylewnie i czekałem...

Shaeniir'e?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz