sobota, 22 lutego 2014
Raven do Ariozyn
-Jesz tyle co ja...
-Przecież przynosisz mnóstwo królików do jaskini!
-To nie dla mnie...większość zjada..-zamyśliłam się. Co on tu robił? Ostatnio działo się tu zbyt dużo rzeczy...Zaczynając od tego, że widziałam jej widmo...to teraz on...Ale on bynajmniej nie jest ani duchem ani widmem, to był po prostu Sevi.
-Chyba powinnaś poznać kim tak naprawdę jestem...
-Co?-zapytała Arioyn
-Urodziłam się jako wilk. Choć nim teraz nie jestem...Opętana przez demona wymordowałam całą watahę...Moją rodzinę...Demon mnie pozornie opuścił...ale, gdy to zrobił okazało się, że nie żyję. Jestem błądzącą duszą...Duszą, która musi odnaleźć i zniszczyć Senu... Nie wiem ile mam lat...dla mnie czas płynie inaczej. Wiem, że umierając miałam 10 lat...Potem i tak miałam problemy z samokontrolą. Senu mógł bardzo łatwo kontrolować to co robiłam i myślałam. Dopiero niedawno się go pozbyłam. Moja dusza jest jednak przeklęta... Nie potrafię... Muszę zabijać, bo inaczej to mnie zabije... A ja muszę pozbyć się Senu... Aby już nikt przez niego nie cierpiał... Te króliki...Zjada je Sevi. On jest...moim przyjacielem... Pojawia się znikąd raz na jakiś czas... Jeśli chcesz mogę przynosić ci więcej jedzenia... ale... potem w czasie głodu jest bardzo trudno... Zresztą nieważne...mam się tobą opiekować prawda?
Ariozyn?
poniedziałek, 10 lutego 2014
Od Ariozyn do...
Szara wadera wydawała mi się niewiarogodnie wręcz nudna... Chciałam, żeby dała mi święty spokój. Udawałam wręcz niesamowicie przerażoną (co w moim przypadku nie jest chyba trudne...), by w końcu sprawić, żeby ta się uciszyła. Wszystko poszło jak po maśle. Szczerze powiedziawszy mało nie wybuchnęłam śmiechem, gdy usłyszałam bajeczkę o potrawce ze szczeniaka... Kto by się na to nabrał? Cóż, ważne, że przestała już ględzić... Cieszę się, że nie spotykam tu wielu tak nieciekawych wilków... Nie mówię, że wolę takie, które są dla wszystkich pseudo milutkie, ale zapatrzone w siebie są dużo, dużo gorsze. Choć dzięki temu, że ta wadera jest tak arogancka, udało mi się ją wykiwać... W każdym bądź razie, postanowiłam opuścić tą jaskinię. Póki szarej nie przywróci mowy. Poczułam na sobie zaniepokojony wzrok młodej alfy, lecz ruszyłam pewnie przed siebie. Burza nie ustępowała. Gdy wyszłam na zewnątrz, zaczęło dziać się coś dziwnego... Każda błyskawica trafiała tuż obok mnie, wyglądało to tak, jakbym je przyciągała. Poczułam jakby przypływającą energię... Cała moja sierść była naelektryzowana, a ja czułam się dobrze jak nigdy. Naglę poczułam, że cała ta moc gwałtownie spada. Zemdlałam. Obudziłam się nad ranem, było mi słabo, cała się trzęsłam. Powoli wstałam, kręciło mi się w głowie, obraz był rozmazany. Dostrzegłam niedaleko siebie jakiegoś wilka, jednak nie byłam w stanie rozpoznać, kto to...
Ktoś dokończy?
czwartek, 6 lutego 2014
"Żegnam was, już wiem, nie załatwię wszystkich pilnych spraw..."
Niestety, (a może dla niektórych to dobra wiadomość?), odchodzę z watahy.
Jest wiele powodów, między innymi szkoła, natłok nauki, ale także wasze zaniedbanie. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że mnie olewacie... Natrudziłam się, żeby załatwić wam taki piękny szablon, powiadamiałam was o wszystkich postępach, przypominałam o opowiadaniach, a wy mieliście mnie w nosie... Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro.
Chcę także powiadomić, że odchodzi Shayde, oraz wszystkie moje wilki...
Zadowoleni?
Po raz ostatni żegnam,
Alison, była beta... (Niestety niedoceniana)
PS W tym pście nie chodzi mi o użalanie się nad moją osobą, ale uświadomienie wam prawdy...
idę sam, właśnie tam gdzie czekają mnie
Tam przyjaciół kilku mam od lat,
dla nich zawsze śpiewam dla nich gram
Jeszcze raz żegnam was, nie spotkamy się"
sobota, 1 lutego 2014
Ogłoszenie
Moje kochane wilczki!
Niestety do następnej niedzieli będę nieobecna - wyjeżdżam w góry.
A w górach jak to w górach, trudno o dostęp do internetu.
Ale w ciągu tych dni możecie jak.najbardziej przysyłać mi na howrse opowiadania i formularze.
Wstawię je jak tylko wrócę. :-)
Pozdrawiam i życzę wam miłych ferii!
Wasza alfa - Luna
środa, 29 stycznia 2014
Shaia do Ariozyn i Sheaniiire
-Teraz siedzisz cicho i nie przeszkadzasz!
Wyrwało mi się. Może to dopiero szczenię, ale ja byłam tak padnięta, że miałam ochotę się trochę przespać. Ale los zwalił mi na głowę natrętnych gości.
-Do...do...dobrze.
Wydukała... yyyy.... w każdym razie imię miała na A i od dziś tak będę ją nazywać! A. Nigdy nie miałąm głowy do tych wszystkich imion. Z powrotem podeszłam do kociołka (kit z tym że był stary, ale to w nim stworzyłam swój pierwszy eliksir). Już od jakiegoś czasu próbowałam wykonać serum zapomnienia, ale zupełnie mi nie wychodziło. W sumie nie wiem po co mi to. Chyba tylko, żeby mieć satysfakcję.
-C...c...co tak pani miesza w...w...w tym k...kociołku.?
Zapytała A. Ze strachem w głosie.
-Przygotowuję sos a la małe szczeniątko, a głównym składnikiem ...
Ni dokończyłam bo ciotka z całej siły walnęła mnie pyszczek.
-Będzie... zając.
-T.. to czemu na...nazywa się a la małe szczeniątko?
A była teraz naprawdę przerażona, a ciocia straszliwie wściekła.
-Nie wiem pytaj się autora przepisu.
(Dość niezgrabnie to prawda) Udało mi się wybrnąć z tej dość kłopotliwej sytuacji.
-Pewnie musisz być zmęczona. Już zmierzcha. Idź spać, a jutro odprowadzimy cię do Raven.
-A...ale nie zjecie mnie prawda?
Już otwierałam pyszczek , żeby coś powiedzieć, ale wadera posłała mi spojrzenie zdolne zabić.
-Oczywiście, że nie.
O rany! Ten jej słodki ton! Myślałam, że zaraz zwrócę obiad (który tak na marginesie był raczej kiepski i przede wszystkim mały). Przewróciłam oczami i wróciłam do mojego serum zapomnienia.Mrucząc pod nosem.
-A gdyby tak dorzucić do tego parę kropelek esencji z Celozji.... I szczyptę sproszkowanego liścia Tawułki.... I podgrzać na większym ogniu.
Ale nawet tak zajęta, nie byłam w stanie puścić mimo uszu ich szeptów.
-Czy... czy ona jest wiedźmą.
Zapytała się A. Coś podobnego ja wiedźmą!? Zaraz ci pokażę.... Spokojnie policz do 10... 1..2...3...4...5...6...7...8...9...10... Dobra jestem spokojna.
-Z tego co mi wiadomo to nie, chociaż czasem się tak zachowuje....
<Ariozyn, ewentualnie Sheaniire (Bardziej wymyślnego imienia nie mogłaś wymyślić Luna)>
Od Ariozyn do Shai i Shaeniire
Wadera, która mnie znalazła chwyciła mnie za kark i zaniosła do jakiejś jaskini. Szamotałam się na wszystkie strony, ale uścisk jej szczęk był zbyt mocny. Położyła mnie na środku groty, tuż przed jakąś inną wilczycą. Wydawało mi się, że te dwie wadery są ze sobą spokrewnione. Rozglądałam się z przerażeniem. Dostrzegłam w ścianie jakąś szparę, czym prędzej więc do niej czmychnęłam. Niestety okazałam się nieco za duża... Utknęłam głową w dziurze i nijak nie mogłam się wydostać. Gdy jednak usłyszałam za sobą kroki, przybyło mi siły i uwolniłam się. Pobiegłam w drugi kąt jaskini. Obie wilczyce przyglądały mi się z lekkim zażenowaniem. Zaczęły coś między sobą szeptać. Pewnie zastanawiały się jak zachęcić mnie do ujawnienia się... Nagle wadera, która mnie przyniosła zawołała w moim kierunku:
-Chodź tu, przecież nic ci nie zrobimy...
-Na razie nie mamy po co - dodała druga, po czym oberwała w łeb od tej różowej.
Widać było, że różowa jest kimś ważniejszym w hierarchii... A szara była wyraźnie niezadowolona, ze w jakikolwiek sposób musi jej słuchać, miała szczerą chęć jej oddać. W głębi jaski stał jakiś kocioł, który przyciągnął moją uwagę. Młodsza wilczyca podeszła do niego i zaczęła dosypywać do niego jakieś składniki. Nie pachniało to jak zupa, a więc zajmowała się wyrobem mikstur. Ale raczej w formie hobby, bo nie miała szczególnych zapasów. Starsza wilczyca chyba w jakiś sposób czuła się odpowiedzialna za tą drugą, mimo, że nie przepadała za nią. To musiała być młodsza alfa... Tylko kim w takim razie jest młodsza? Na pewno nie jej siostrą. Może kuzynką, lub kimą takim. Przypomniałam sobie, że młoda alfa patrzy z niecierpliwością w moją stronę. Wyszłam powoli z cienia.
-No i co, to było takie trudne? - spytała, ni to z ironią, ni z odrobiną troski.
Spojrzałam na nią z niezrozumieniem. Na dworze nadal lało jak z cebra. Obawiam się, że będę musiała zostać tu do rana... A to oznacza obcowanie z tą dwójka przez całą noc. Chyba zwariuję ze strachu...
-T-T-To co t-t-tera-az, m-m-młoda a-a-alfo? - zapytałam, wciąż trzęsąc się z przerażenia i zimna
Shaia?
Shaeniire do Shai i Ariozyn
- Oke, ale tylko do czasu aż ta burza przeminie, mam jeszcze dziś trochę rzeczy do zrobienia, a głównie muszę pomóc Lunie. - powiedziałam
- Aha. Fajnie. - czy ta Shaia zawsze musi mieć na pysku tą obojętną minę?
W każdym razie moja kochana brataniczka zaczęła grzebać coś przy niewielkim, acz bardzo starym kociołku (mimo, iż proponowałam jej, że oddam jej mój, mam taki mały, zapasowy, nowiutki, ale ta mała jest jeszcze bardziej uparta nić osioł), co chwila coś wsypywała, mieszała, dolewała, a ja stałam obok i "bawiłam się" panującym w jaskini półmrokiem.
- Shaia? - powiedziałam w pewnym moemcie
- Hm? - mruknęła, nie przerywając swojej twórczej czynności
- Co ty właściwie robisz?
- A takie tam... Mazidła i inne. Czasem się przydają.
- Aha... A nie myślałaś kiedyś żeby zostać Alchemikiem?
- Kim?
- No osobą, która tworzy eliksiry i zna się na ziołach.
- A, nie, na razie chyba będę sobie tutaj robiła dla siebie takie tam różne rzeczy w swoim...
- Starym kociałku. - doończyłam i spojrzałam na wyjście jaskini. Wydawało mi się, że kątem oa dostrzegłam tam jakiś ruch, więc bez słowa wyszłam wprost w objęcia szalonej zawieruchy.
- Halo! Jest tam kto! - próbowałam przekrzyczeć wiatr. Na szczęście dobrze widzę w ciemności, dzięki czemu dostrzegłam w pobliskich krzakach przyczajoną postać.
- Kim jesteś? - zapytałam podchodząc bliżej
- J-ja... J-ja -j-jestem, A-a-a-ariozyn. - powiedziała o mała, skulona ze strachu waderka.
- A, słyszałam o tobie. Ty jesteś to małą, którą opiekuje się Raven?
- T-tak.
- Co tu robisz?
- J-ja p-p-poszłam na-na s-s-spa-spacer i-ii-i nagle ro-roz-rozpętała s-się b-burza. P-prze-przestraszyłam się i schowałam. - powiedziała
- Aha. Chodź, musisz się rozgrzać, jesteś przemarznięta. - powiedziałam i złapałam małą za kark, a następnie zaniosłam do jasini, gdzie położyłam ją tuż przed nosem osłupiałej Shai.
Ariozyn? Jak tam?
Shaia do Sheaniire
-Yhym.
Coś mi w niej nie pasowało. Nie wiedziałam tylko co.
-Wyglądasz jakoś tak inaczej...
Mina mojej cioci wyrażała głębokie zirytowanie moim nieogarnięciem.
-Ach...
Po chwili skojarzyłam.
-Przeszłaś przemianę.
-Masz całkiem niezły refleks.
Skomentowała.
-Urosłaś odkąd ostatni raz się widziałyśmy.
Szczerze zawsze myślałam, że to takie gadanie wszelkiej maści cioć to tylko stereotyp... Jak widać nie za bardzo.
-Ostatni raz był prawie pół roku temu... Byłam jeszcze szczeniakiem. To oczywiste że urosłam.
Nie odpowiedziała. Cisza zaczynała powoli stawać się nieco uciążliwa. Kurczę, było naprawdę niezręcznie.
-Widzę, że jeszcze się nie urządziłaś.
Spojrzała w głąb mojej jaskini, gdzie po całej podłodze walały się różnego rodzaju mniej lub bardzie przydatne śmieci ( I tak owszem śmieci też mogą być przydatne). Jestem sentymentalne i po prostu nie potrafię tego powyrzucać i teraz podczas przeprowadzki miałam zapewne dwa razy tyle roboty co ona.
-Yyyy.... Nie za bardzo... to znaczy jest o wiele lepiej niż było...
-Może ci troszkę pomóc.
Zaskoczyła mnie ta propozycja. To przecież Sheaniire, ona prawie nigdy nie pomaga.
-Tak... troszkę.
No i wzięłyśmy się do roboty. Ale chyba poszłoby sprawniej gdybym robiła to sama. Ciocia chciała wszystko powyrzucać! Wszystko.
-Ale pomyśl ile miejsca byś tu miała.
-Mam.!
-Ale mogłabyś mieć jeszcze więcej.
-Po co mi?!
Namawiała mnie.
-Szczeniaki potrzebują miejsca...
-Nie chcę szczeniaków! Nigdy nie chciałam i nie będę chcieć!
-Zobaczysz jak będziesz starsza.
-Ostatnio też tak mówiłaś!
-Nadal jesteś niemal szczeniakiem!
-Niemal!
Wadera wydała z siebie dźwięk oznaczający rezygnację. 1:0 dla Shaii!
I tak co pięć minut. Poruszałyśmy przy okazji wszelkiego rodzaju tematy ( w tym również a raczej głównie zagadnienia filozoficzne, zaczynałam się obawiać, iż za chwilę dopadną mnie rozterki egzystencjalne). Po czasie bliżej nieokreślonym skończyłyśmy robotę. Wszystkie moje eliksirki były starannnie poukładane i posegregowane na ziemi, a łapacz snów dumnie wdzięczył się nad legowiskiem ze wszelkiego rodzaju mchu i... kwiatków (Od razu zastrzegam, że te kwiatki to nie mój pomysł).
-No dobra finito.
Skomentowałam. Jakby na potwierdzenie moich słów niebo zesłało wielki grzmot. Ale taki naprawdę Wielki. Naprawdę WIELKI. Naprawdę naprawdę WIELKI!
-No cóż... Chyba będę musiała tu zostać.
<Sheaniire?>
Sojusz!
Wy też się cieszycie? Im więcej przyjaciół tym lepiej!
Wasza alfa - Luna
Shaeniire do Shai
Dlaczego? Powód dość prosty, ale bardzo... Przygnębiający.
Mianowicie urodziłam córkę moją i Lestilla, ale... Nasza mała nie przeżyła porodu.
Potrzebowałam prawie dwóch miesięcy, żeby się pozbierać, ale w końcy jakoś mi się to udało.
Bardzo pomogła mi też moja mama. Nie gniewała się tak bardzo, wszystko sobie wyjaśniłyśmy.
Z Lestillem też jest dobrze, ale na razie on miesza z ojciem, a ja planuję kolejną przeprowadzkę.
A dodatkowo przeszłam przemianę, To normalne u magicznych wilków, ale nie tak częste.
Poboba mi się nowa "ja". Do mocy się przyzwyczaję.
Możnaby powiedzieć, że zaczynam żyć od nowa.
--------------------------------------------------
- No proszę, nie wiedziałam, że cię tu znajdę. - powiedziałam podchodząc do bratanicy
- Shaeniire, dawno Cię nie widziałam... Właściwie to od bardzo dawna.
Tu ma rację (niestety) : odkąd wróciłam z Lestillem z ludzkiej wioski miałam bardzo mało czasu.
Po pierwsze musiałam się dogadać z mamą, ale na szczęście z tym nie było problemu.
Potem wróciłam do swojej starej jaskini. Nie zachwycała mnie tak jak kiedyś. Odkąd z powody przemiany zmieniły się moje żywioły, wodna jaskini już mnie tak nie pociąga.
Dlatego przeprowadziłam się do innej (i to wcale nie dlatego, że leży bardzo blisko jaskini Lestilla) i właśnie skończyłam przenosićswoe rzeczy.
I po procowitym dniu udałam się na spacer. A tu co? Spotykam Shai'e w prawie identyczne sytuacji.
- Co tam u ciebie? - zapytałam, siląc się na uśmiech. akoś ostatnio nie byłam w nastroju...
Shaia?
wtorek, 28 stycznia 2014
Od Shaii C.D.do kogoś
Zażądałam.
-Nie!
Zdziwiła mnie jej odmowa.
-Czemu?
-Bo...
-Bo nie chcesz tam mieszkać.
-Właśnie, że chcę.
-Wiesz dlaczego nie chcesz?
-Nie...
- Bo niedawno odkryliśmy, że to w tej jaskini twoja mama zatrzymała się na noc, zaraz po swojej ucieczce. Nadal wdać ślady jej obecności.Po za tym niedaleko jest Naturalny Most. To za dużo jak dla ciebie.
Powiedziała nagle troskliwie.
TROSKLIWIE. LUNA. DO.MNIE
Trochę się zdziwiłam tym pseudo okazaniem uczuć wobec mnie. A potem jescze bardziej zapragnęłąm zamieszkać w tej jaskini.
-Proszę. Babciu...
Spojrzałam na nią błagalnie.
-Dobrze.
Powiedziała z westchnieniem.
-Możesz się tam wprowadzić. Zaprowadzę cię.
Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak szczęśliwa. Grzecznie potruchtała za alfą do mojego nowego domu. Zmierzchało już i nie było czasu aby przenieść moje rzeczy do nowej jaskini, musiałam więc wrócić do dziadka na jescze jedną noc, a potem skombinować kogoś do pomocy w przeprowadzce. Może wujka Lestilla.
~~W jaskini Rathila~~
-Dziadku, dziadku już wiem gdzie będę mieszkać!
-To świetnie...
-Ale jeszcze jedną noc spędzę u ciebie. bo już za późno na przeprowadzkę.
Jak to miałam w zwyczaju bezceremonialnie mu przerwałam. A on jak zwykle mnie upomniał.
-Nieładnie komuś tak przerywać, to oznaka złego wychowania.
-Tak wiem powtarzasz mi to codziennie.
On tylko w odpowiedzi posłał mi swój firmowy uśmieszek. Co chyba miało oznaczać, iż niedługo się to zmieni.Wykończona całodziennym chodzeniem padłam na legowisko i od razu zasnęłam.
~~Następnego ranka~~
Obudziły mnie promienie słoneczne padające mi prosto na pyszczek.Było coś koło południa.Wydałam z siebie długi niezadowolony pomruk i w tej chwili bardziej przypominałam kota niż wilka.
-Czas wstawać!
Zawołał Lestill. Podniosłam leniwie jedno oko.
-No już, chyba że chcesz sama to wszystko tam taskać...
(Już tłumaczę "To wszystko" To nie wcale niepotrzebne rzeczy, ale wszelkiego rodzaju eliksirki, esencje i składniki.Wiem normalny wilk nie ma takich rzeczy u siebie w domu, ale jako że moim żywiołem jest toksyna i umysł potrafię tworzyć całkiem niezłe mikstury. Oczywiście, żeby zaraz nie było nie umiem leczyć a jedynie stworzyć słabą maść na stłuczenia. Od takich rzeczy są zielarze i ja się w to nie mieszam). Umierałam na samą myśl ile czeka mnie dzisiaj roboty.
-Postanowiłem poprosić Lestilla aby pomógł ci z przeprowadzką ponieważ ja dzisiaj nie mam za bardzo czasu. Muszę trochę potrenować.
Jak co drugi dzień, jest przecież wojownikiem.
-To jak do roboty mała!
Rzucił wujek. Posłusznie wstałam z legowiska.
-A co ze śniadaniem?
-Masz tam.
Wskazał łapą róg jaskini, gdzie leżało pół sarny,MNIAM. Po skończonym posiłku stwierdziłam, że chyba powinnam pomóc mu nieco.
~~Wieczorem~~
Nareszcie~Siedzę sobie w MOJEJ, jaskini i nikt mi nie przeszkadza. A raczej nie przeszkadzał, bo nagle całkiem niedaleko usłyszałam jakiś dziwny hałas, Wychyliłam pyszczek z z jaskini i zobaczył
<Kto chce ze mną popisać?>
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Od Shaii
A co do tej niezależności... Miałam dzisiaj postawić pierwszy krok w jej kierunku. Miałam się wyprowadzić i dostać stanowisko, nie wiem jeszcze jakie, ale coś czuję że chyba będę gammą jak babcia i mama. Ale najpierw jaskini, a może na odwrót? Byłam tak zdenerwowana jak jeszcze nigdy. Nerwowo kręciłam się po jaskini, doprowadzając tym samym dziadka do szału.
-Shaio możesz przestać. To że ty jesteś teraz zdenerwowana nie oznacza, że ja też muszę być!
Upomniał mnie po raz setny dziadek.
-Tak tak już... widzisz siedzę spokojnie..
Mruknęłam.
-A teraz możesz wstać.
Przewróciłam oczami, tak na dobrą sprawę nie wiem czemu, ale lubiłam to robić. Wyjrzałam za "drzwi" i zobaczyłam nadchodzącą Lunę, moją babcię. Jako że to ona była alfa,kiedy jakiś wilk chciała się usamodzielnić pomagała mu wybrać jaskinię i stanowisko, albo sama mu je przydzielała (oczywiście stanowisko, każdy mógł mieszkać tam gdzie chciał).
-Witaj Shaio.
-Część babciu.
To mój wielki dzień zostaję oficjalnie dorosłym wilkiem ze wszystkimi prawami i obowiązkami. Serce wali mi jak młotem. Stałam tak zestresowana jeszcze przez chwilę, dopóki babcia się trochę nie zirytowała.
-To jak idziemy?
Zapytała.
-Tak pewnie.
Już miałam zamiar odejść, kiedy jeszcze podbiegłam do dziadka i mocno go uściskałam.
-Pa dziadku.
-Do zobaczenia Rathil.
Powiedziała przyjaźnie Luna, i wyszła z jaskini, a ja grzecznie potruchtałam za nią.
-No więc...
Zaczęła.
-Na ogół na pierwszy ogień idzie jaskinia, ale mam dla ciebie ważną propozycję i chciałabym od niej zacząć. -No... dobra co to za propozycja
-Chcę żebyś została doradczynią moją i Alison. Gammą.
Wiedziałam! Ale doradczynią!? To już naprawdę poważne stanowisko. I nie byłam pewna, czy dam radę.Ale z kolei co tak naprawdę miałabym robić, od czasu do czasu rzucić jakąś trafną uwagę ( w czym byłam szczerze dość dobra), a wilki darzyłyby mnie całkiem sporym szacunkiem.Powoli pokiwałam głową.
-To dobrze. Nie będziesz miała zbyt wiele obowiązków, ale czasem ja albo Alison jesteśmy zbyt zajęte by mieć czas na wszystko czego oczekuje od nas wataha. W takiej sytuacji zrobisz coś za nas, ale częściej będziesz nam pomagała dokonać właściwego wyboru, ponieważ jak nikt potrafisz szybko i co ważniejsze racjonalnie ocenić sytuację.
Znowu kiwnięcie głową.
-Dobrze to skoro mamy to już za sobą czas wybrać dla ciebie dom. Wcześniej przeszłam się trochę po wolnych mieszkaniach i wybrałam parę które mogą ci się spodobać. Chodź za mną.
Tak też zrobiłam. Pierwszą wolną jaskinią była jaskinia numer 15.
-Spójrz jest tu jasno, nie ma co prawda specjalnie wiele miejsca ale jest stąd całkiem blisko do Zagajnika i...
-To nie mój klimat.
Wtrąciłam.
-Dobrze.
Potem był numer 18.
- Ta jaskinia jest jedną z najciekawszych w watasze ze względu na swój trójkątny kory...
Spróbowała innej metody aby przekonać mnie do szybszego wyboru. Wiedziała, że lubię być oryginalna, więc ta technika wydawała się mieć sens. Tyle, że tu było okropnie.
-Jest za to strasznie obskurna.
Wpadłam jej w słowo.
-No dobrze idziemy dalej.
Tak obejrzałyśmy jaskinie numer:4,5,7,8,10,12,13,14,16 itd. Aż doszłyśmy do numeru 30.
-No dobra to już ostatnia.
Rzekła moją już naprawdę znużona babcia.
-Chcąc nie chcąc musisz tu zamieszkać.
Powiedziała. Może wyjaśnię po krótce o co chodzi. A mianowicie tradycja nakazuje, że nie wolno zamieszkać w raz odrzuconej przez siebie jaskini. Tyle, że ja widziałam kiedyś taką jedną pałętając się po terenie watahy. Było tam charakterystyczne lazurowe piórko przytrzymywane przez różowy kamyk, co oznaczało, że nadaje się ona do zamieszkania. Tego dnia postanowiłam, że będzie moja I nie rozumiałam czemu moja babcia nie chciała mnie do niej zaprowadzić. Nie słyszałam żeby była zajęta.
-A co z numerem 29?
Zapytałam.
-Jak to co?
Odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
-Czemu mi jej nie pokazałaś? Jest przecież wolna.
-Skąd wiesz, że na pewno?
-Bo wiem, gdzie mieszka każdy wilk.
-Kolejny plus dla doradczyni.
Mruknęła pod nosem, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.
-Pokaż mi ją.
Zażądałam.
-Nie!
Zdziwiła mnie jej odmowa.
-Czemu?
-Bo...
<Ciąg dalszy jutro>
Ariozyn do Raven
-D.. Dobrze, to... Dobranoc - odparłam nieco smutnie i odsunęłam się w kąt jaskini.
Nie wiem, czemu była przygnębiona... Może liczyłam na to, że Raven okaże się być bardziej opiekuńcza? Nie... Raczej nie. Nie czułam żadnego rozczarowania. tylko smutek. Chyba zaczęła doskwierać mi samotność... Cóż, będę musiała się do niej przyzwyczaić. Zdziwiły mnie nieco słowa wadery... Powiedziała, że lubi widzieć, iż nie tylko ona wpada w każdą dziurę... Nie wątpię, że spotkała ją w życiu nie jedna przykra rzecz, ale... Nie rozumiem, czemu nie mogła po prostu podnieść głowy i próbować żyć tym, co ma. Rozpamiętywała odległą przeszłość, coś, co minęło. Być może nie powinnam mówić na ten temat, bo sama nie mam zbytnio przeszłości, więc nie mam po prostu czego wspominać... Bardzo chciałabym jej jakoś ulżyć, ale ona nie chce niczyjej pomocy. A przynajmniej nie umie tego wyrazić. Skuliłam się w kłębek i zasnęłam na zimnym kamieniu. O dziwo obudziłam się na skórze, przykryta czymś wyjątkowo miękkim... Nie miałam wątpliwości, kto tak o mnie zadbał. Nagle poczułam zapach mięsa. Od razu zaburczało mi w brzuchu. Wyszłam na zewnątrz i dostrzegłam Raven z kilkoma królikami w pysku. Oczywiście mnie nie zauważyła, bo cały widok zasłaniały jej wspomniane wcześniej króliki. Potrąciła mnie tak, że poleciałam na drugi koniec jaskini. Otrzepałam się i podbiegłam do wadery. Ta położyła swoje zdobycze na ziemi i poczęła obierać je ze skóry. Wzięła większość królików ze sobą, mnie zostawiła raptem jednego... Ostatnio nie mogę liczyć na zbyt dużą ilość pożywienia... Ciekawa jestem, co jest tego powodem. Za każdym razem, gdy pytam się o to, otrzymuję jedynie urażoną twarz Raven i nic poza tym... Może ostatnio braknie zwierzyny? Albo wilczyca uznała, że nie muszę tyle jeść? Po spałaszowaniu królika mój brzuch domagał się więcej... Nie potrafiłam jeszcze polować, zresztą byłam wielkości średniego zająca. Raczej nie upolowałabym nic większego, niż wiewiórka lub ptaszek... A te z kolei siadały wysoko na drzewach, po których nie umiałam się wspinać. Powędrowałam więc do mojej opiekunki...
Raven? Okażesz litość?
Max do Anastazji
Gdy obudziłem się rano zobaczyłem gotowe śniadanie, które przygotowała mi Nora
w podziękowaniu za kwiat. Ana była obudzona. Po śniadaniu, które przebiegło w milczeniu oznajmiłem:
- Wychodzimy na spacer!
- To świetny pomysł. – wykrzyknęła Nora
- Kiedy wychodzimy? – dodała Anastazja
- Za chwilę muszę się napić wody i możemy iść – oznajmiłem i zagoniłem je do wyjścia.
Na spacerze odwiedziliśmy Lunę, ale ona musiała wyjść więc my poszliśmy dalej.
Ana cały czas była wpatrzona w drzewa, niebo i ptaki, bo w końcu to jej pierwszy spacer.
Wróciliśmy do domu i Ana oświadczyła, że:
- Jutro też idziemy, ale na dłużej, a teraz idę nocować u koleżanki. Jak wrócę to bądźcie gotowi ,bo od razu wychodzimy na spacer. Ok? – ostatnie słowo powiedziała niepewnie.
- Zgoda – powiedziałem razem z Norą. Potem uściskaliśmy się, a Ana poszła do koleżanki
Anastazja? (Napisz o twoim wieczorze i o powrocie)
Nora do Maxa
Myślałam też gdzie włożę mój kwiat. Po kilku minutach namysłu włożyłam kwiat na półkę tak by wszyscy go widzieli. Mała Ana zaczęła płakać więc zaśpiewałam jej kołysankę i od razu poszła spać. Usiadłam na chwilkę a tu nagle do mojej jaskini wchodzi zadyszana Luna i mówi:
- Hej! Czy wszystko dobrze? Bo Solidario powiedział mi że Max chciał ze mną koniecznie rozmawiać! – wydusiła z siebie Luna
- Na razie Max śpi ze zmęczenia ale widzę że ty też powinnaś odpocząć. Usiądź sobie- powiedziałam
Czy zostaniesz na chwilę? – zapytałam
-Nie niestety dzisiaj też nie mogę– oznajmiła Luna
-Mówi się trudno ale następnym razem ci nie odpuszczę-powiedziałam
Tych słowach Luna wyszła nie pozostawiając po sobie śladu.
Po kilku sekundach Ana zaczęła się kręcić wiec do niej poszłam i wzięłam na ręce. Nakarmiłam i zrobiłam to co zwykle. Zbliżał się wieczór a Max nadal się nie budziła gdy szłam spać mówiłam sobie w myślach, że jutro go obudzi a gdyby zmarł to ożywie go swoją mocą. Położyłam Anę i siebie. Rano gdy się obudziłam Max stał w kuchni i robił śniadanie trzymając na rękach Anę. Już w tym momencie wiedziałam, że jest z nią i z nim wszystko dobrze.
Max? (napisz o tym co jest na śniadanie jak je jemy i może wyjdźmy na mały spacerek z Aną- pierwszy.)
Wielkie Otwarcie!
Jak już widzieliście dodane zostało nowe opowiadanie!
Nim rozpoczynamy pisanie opowiadań.
I proszę, bardzo, bardzo proszę o przysłanie opowiadań do końca tygodnia.
Jak może zauważyliście, trochę rzeczy się zmieniło.
Pożegnaliśmy Terrę, a przywitaliśmy nowe stanowiso - Poszukiwacz Towarzyszy, który ma wyjątkowe zdolności w odszukiwaniu odpowiedniego towarzysza dla wilka.
Parę wilków też odeszło...
Dlatego polecajcie naszą watahę, zapraszajcie znalomych! Niech nasze stado znów będzie takie duże jak dawniej.
A! I w związku z wynikami ankiety - alfą nadal będzie Luna :)
Cieszycie się?
Wasza alfa
Raven do Ariozyn
-Em..am..Mała puść mnie.-powiedziałam nieco przyjemniejszym głosem niż to robiłam zazwyczaj
.-Słuchaj musimy sobie coś wytłumaczyć, ja nie przywykłam do tego, że ktoś mi okazuje wdzięczność, miłość czy przyjaźń. Ja nie potrafię być miła więc musisz się przyzwyczaić. Ja jestem już stara, mnie już nie zmienisz, stare przyzwyczajenia zakorzeniły się zbyt głęboko. A teraz jedz.
-Dobrze.
Ariozyn poszła zjeść, a ja z Malumą poszłyśmy na przechadzkę po terenach watahy. Pogoda była okropna...Słońce, śpiewające ptaki, błękitne niebo...Taka monotonia... Na przechadzce spotkałam chyba każdego członka watahy. Wilki czym prędzej odchodziły z dala ode mnie. Cieszyło mnie przynajmniej to, spokój...bez ciszy, bo zakłócały ją ptaki ale spokój był. Wtem zobaczyłam coś o czym już dawno zapomniałam...ona? Co ona tu robi? Przecież ona nie żyje! Zresztą to tylko przewidzenie...Pośpiesznie wróciłam do domu i zjadłam jeleninę. Ariozyn spała w głębi jaskini. Co ja bym dała, żeby znów była potężna burza...Co ja bym dała...Moje przemyślenia zakłócał obraz mojego sobowtóra o tylko trochę innym ubarwieniu oraz innych wisiorkach...To nie mogła być ona, mimo wszystko to musiało być przewidzenie...Senu nie raz mi sprawiał takie kawały lecz teraz już nie byłam zależna od jego łaski, więc to nie on wywołał przewidzenie....
-Nad czym tak myślisz?
-Nad niczym...
-Przecież widzę.-upierała się waderka.
-To nieważne, to moja sprawa. Nie będziemy o tym rozmawiać...
-No dobrze, to co robimy?
-Nie wiem...nie nam się na opiece nad szczeniakami. Możemy popatrzeć jak inne wilki wpadają w pułapki.
-Jakie pułapki?
-Och wiesz kilka wykopanych dziur tu i tam robi swoje.
-Cieszy cię krzywda innych?
-Krzywda nie ale to jak potrafią się zagapić to i owszem.
-Wpadki innych?
-Tak, słuchaj nie chcesz to nie...ja lubię czasem popatrzeć jakie niezdarne są wilki. Zobaczyć, że nie tylko ja wpadam w każdą dziurę..
Ariozyn?
niedziela, 19 stycznia 2014
Witamy po raz drugi!
Na początek chciałabym powiedzieć, że bardzo się cieszę z faktu, że wataha rusza na nowo.
I w związku z tym:
- wysyłam do WSZYSTKICH wilków wiadomości, z informacją, że wataha odżywa i można się ponownie zapisać. Ten kto nie przyśle mi lub Alison formularza w przeciągu półtora tygodnia, zostaje automatycznie usunięty.
- jak pewnie zauważyliście (lub jeszcze nie, ale myślę, że trudno to przeoczyć) nasza strona ma nowy wygląd, za który bardzo dziękujemy pewnej życzliwej osobie, która zaprzyjaźniła się z naszą betą. Osobo kochana, nie znam jeszcze twego imienia, ale bardzo dziękuję!
- niedługo nastąpi "zmiana władzy", czyli na stanowiska alf, bet i gamm trafią nowe wilki. Jak wynikało z ostatniej ankiety nowymi alfami zostaną Shaeniire i Lestill, a betą - Miranda.
- ogółem ciut zreformuję wataszkę, trochę się zmieni, a trochę nie. Sami zobaczycie.
- Jeżeli ktokolwiek ma jakiekolwiek pomysły, proszę zgłaszać się do Alison lub do mnie na howrse (Nati123 lub Amika345)
I to by było na razie na tyle. Reszta informacji pojawi się w swoim czasie (lub nie pojawi się wcale ;)
Wasza Alfa - Luna
wtorek, 14 stycznia 2014
Witamy 2014!
DLATEGO WZNAWIAMY WATAHĘ!
Szablon według mnie to kawał dobrej roboty...
UWAGA!
Wilki, które chciały dołączyć do watahy w czasie jej zawieszenia, są proszone o ponowne wysłanie formularzy do ALISON.
Dziękuję, za uwagę
Nadałam komunikatu...
Alison <3
PS BARDZO WAŻNE:
Czas na napisanie nowego opowiadania : 1,5 tygodnia, czyli do 24 stycznia!