- Ta... Zostań jak chcesz. - powiedziała bez większego entuzjazmu Shaia
- Oke, ale tylko do czasu aż ta burza przeminie, mam jeszcze dziś trochę rzeczy do zrobienia, a głównie muszę pomóc Lunie. - powiedziałam
- Aha. Fajnie. - czy ta Shaia zawsze musi mieć na pysku tą obojętną minę?
W każdym razie moja kochana brataniczka zaczęła grzebać coś przy niewielkim, acz bardzo starym kociołku (mimo, iż proponowałam jej, że oddam jej mój, mam taki mały, zapasowy, nowiutki, ale ta mała jest jeszcze bardziej uparta nić osioł), co chwila coś wsypywała, mieszała, dolewała, a ja stałam obok i "bawiłam się" panującym w jaskini półmrokiem.
- Shaia? - powiedziałam w pewnym moemcie
- Hm? - mruknęła, nie przerywając swojej twórczej czynności
- Co ty właściwie robisz?
- A takie tam... Mazidła i inne. Czasem się przydają.
- Aha... A nie myślałaś kiedyś żeby zostać Alchemikiem?
- Kim?
- No osobą, która tworzy eliksiry i zna się na ziołach.
- A, nie, na razie chyba będę sobie tutaj robiła dla siebie takie tam różne rzeczy w swoim...
- Starym kociałku. - doończyłam i spojrzałam na wyjście jaskini. Wydawało mi się, że kątem oa dostrzegłam tam jakiś ruch, więc bez słowa wyszłam wprost w objęcia szalonej zawieruchy.
- Halo! Jest tam kto! - próbowałam przekrzyczeć wiatr. Na szczęście dobrze widzę w ciemności, dzięki czemu dostrzegłam w pobliskich krzakach przyczajoną postać.
- Kim jesteś? - zapytałam podchodząc bliżej
- J-ja... J-ja -j-jestem, A-a-a-ariozyn. - powiedziała o mała, skulona ze strachu waderka.
- A, słyszałam o tobie. Ty jesteś to małą, którą opiekuje się Raven?
- T-tak.
- Co tu robisz?
- J-ja p-p-poszłam na-na s-s-spa-spacer i-ii-i nagle ro-roz-rozpętała s-się b-burza. P-prze-przestraszyłam się i schowałam. - powiedziała
- Aha. Chodź, musisz się rozgrzać, jesteś przemarznięta. - powiedziałam i złapałam małą za kark, a następnie zaniosłam do jasini, gdzie położyłam ją tuż przed nosem osłupiałej Shai.
Ariozyn? Jak tam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz