poniedziałek, 27 stycznia 2014

Od Shaii

       Tak było od zawsze. A raczej od czasu moich narodzin. Byłam sierotą, pomimo faktu iż należałam do tej wielkiej rodziny jaką była wataha. Moja matka zniknęła zaraz po moim urodzeniu. Nie dziwię się jej, to była przedwczesna ciąża. A tata poszedł jej szukać, zostawiając mnie mojej babci Telarze... które też poszła szukać mojej mamy czyli swojej córki.Tak więc wychowywałam się razem z moim dziadkiem Rathilem. Luna też niby się mną opiekowała, bo wiadomo jest moją babcią ale tak na dobrą sprawę alfa nie miała dla mnie zbyt wiele czasu. To mój dziadek, który jest chyba jedyną osobą którą tak naprawdę kocham nauczył mnie wszystkiego co umiem. Opowiadał mi różne historie o mojej zaginionej rodzinie. Szczególnie spodobała mi się ta o wodzie życzeń i o tym jak moja pyskata babcia próbowała wymigać się od kłopotów. Ona i moja mama były moimi idolkami. Zawsze chciałam je poznań, być taka jak one. Wolna i niezależna i przeżyć tyle samo przygód co one jak nie więcej.
    A co do tej niezależności... Miałam dzisiaj postawić pierwszy krok w jej kierunku. Miałam się wyprowadzić i dostać stanowisko, nie wiem jeszcze jakie, ale coś czuję że chyba będę gammą jak babcia i mama. Ale najpierw jaskini, a może na odwrót? Byłam tak zdenerwowana jak jeszcze nigdy. Nerwowo kręciłam się po jaskini, doprowadzając tym samym dziadka do szału.
-Shaio możesz przestać. To że ty jesteś teraz zdenerwowana nie oznacza, że ja też muszę być!
Upomniał mnie po raz setny dziadek.
-Tak tak już... widzisz siedzę spokojnie..
Mruknęłam.
-A teraz możesz wstać.
Przewróciłam oczami, tak na dobrą sprawę nie wiem czemu, ale lubiłam to robić. Wyjrzałam za "drzwi" i zobaczyłam nadchodzącą Lunę, moją babcię. Jako że to ona była alfa,kiedy jakiś wilk chciała się usamodzielnić pomagała mu wybrać jaskinię i stanowisko, albo sama mu je przydzielała (oczywiście stanowisko, każdy mógł mieszkać tam gdzie chciał).
-Witaj Shaio.
-Część babciu.
To mój wielki dzień zostaję oficjalnie dorosłym wilkiem ze wszystkimi prawami i obowiązkami. Serce wali mi jak młotem. Stałam tak zestresowana jeszcze przez chwilę, dopóki babcia się trochę nie zirytowała.
-To jak idziemy?
Zapytała.
-Tak pewnie.
Już miałam zamiar odejść, kiedy jeszcze podbiegłam do dziadka i mocno go uściskałam.
-Pa dziadku.
-Do zobaczenia Rathil.
Powiedziała przyjaźnie Luna, i wyszła z jaskini, a ja grzecznie potruchtałam za nią.
-No więc...
Zaczęła.
-Na ogół na pierwszy ogień idzie jaskinia, ale mam dla ciebie ważną propozycję i chciałabym od niej zacząć.  -No... dobra co to za propozycja
-Chcę żebyś została doradczynią moją i Alison. Gammą.
Wiedziałam! Ale doradczynią!? To już naprawdę poważne stanowisko. I nie byłam pewna, czy dam radę.Ale z kolei co tak naprawdę miałabym robić, od czasu do czasu rzucić jakąś trafną uwagę ( w czym byłam szczerze dość dobra), a wilki darzyłyby mnie całkiem sporym szacunkiem.Powoli pokiwałam głową.
-To dobrze. Nie będziesz miała zbyt wiele obowiązków, ale czasem ja albo Alison jesteśmy zbyt zajęte by mieć czas na wszystko czego oczekuje od nas wataha. W takiej sytuacji zrobisz coś za nas, ale częściej będziesz nam pomagała dokonać właściwego wyboru, ponieważ jak nikt potrafisz szybko i co ważniejsze racjonalnie ocenić sytuację.
Znowu kiwnięcie głową.
-Dobrze to skoro mamy to już za sobą czas wybrać dla ciebie dom. Wcześniej przeszłam się trochę po wolnych mieszkaniach i wybrałam parę które mogą ci się spodobać. Chodź za mną.
Tak też zrobiłam. Pierwszą wolną jaskinią była jaskinia numer 15.
-Spójrz jest tu jasno, nie ma co prawda specjalnie wiele miejsca ale jest stąd całkiem blisko do Zagajnika i...
-To nie mój klimat.
Wtrąciłam.
-Dobrze.
Potem był numer 18.
- Ta jaskinia jest jedną z najciekawszych w watasze ze względu na swój trójkątny kory...
Spróbowała innej metody aby przekonać mnie do szybszego wyboru. Wiedziała, że lubię być oryginalna, więc ta technika wydawała się mieć sens. Tyle, że tu było okropnie.
-Jest za to strasznie obskurna.
Wpadłam jej w słowo.
-No dobrze idziemy dalej.
Tak obejrzałyśmy jaskinie numer:4,5,7,8,10,12,13,14,16 itd. Aż doszłyśmy do numeru 30.
-No dobra to już ostatnia.
Rzekła moją już naprawdę znużona babcia.
-Chcąc nie chcąc musisz tu zamieszkać.
Powiedziała. Może wyjaśnię po krótce o co chodzi. A mianowicie tradycja nakazuje, że nie wolno zamieszkać w raz odrzuconej przez siebie jaskini. Tyle, że ja widziałam kiedyś taką jedną pałętając się po terenie watahy. Było tam charakterystyczne lazurowe piórko przytrzymywane przez różowy kamyk, co oznaczało, że nadaje się ona do zamieszkania. Tego dnia postanowiłam, że będzie moja I nie rozumiałam czemu moja babcia nie chciała mnie do niej zaprowadzić. Nie słyszałam żeby była zajęta.
-A co z numerem 29?
Zapytałam.
-Jak to co?
Odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
-Czemu mi jej nie pokazałaś? Jest przecież wolna.
-Skąd wiesz, że na pewno?
-Bo wiem, gdzie mieszka każdy wilk.
-Kolejny plus dla doradczyni.
Mruknęła pod nosem, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.
-Pokaż mi ją.
Zażądałam.
-Nie!
Zdziwiła mnie jej odmowa.
-Czemu?
-Bo...

<Ciąg dalszy jutro>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz