poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Ariozyn do...

Szara wadera wydawała mi się niewiarogodnie wręcz nudna... Chciałam, żeby dała mi święty spokój. Udawałam wręcz niesamowicie przerażoną (co w moim przypadku nie jest chyba trudne...), by w końcu sprawić, żeby ta się uciszyła. Wszystko poszło jak po maśle. Szczerze powiedziawszy mało nie wybuchnęłam śmiechem, gdy usłyszałam bajeczkę o potrawce ze szczeniaka... Kto by się na to nabrał? Cóż, ważne, że przestała już ględzić...  Cieszę się, że nie spotykam tu wielu tak nieciekawych wilków... Nie mówię, że wolę takie, które są dla wszystkich pseudo milutkie, ale zapatrzone w siebie są dużo, dużo gorsze. Choć dzięki temu, że ta wadera jest tak arogancka, udało mi się ją wykiwać... W każdym bądź razie, postanowiłam opuścić tą jaskinię. Póki szarej nie przywróci mowy. Poczułam na sobie zaniepokojony wzrok młodej alfy, lecz ruszyłam pewnie przed siebie. Burza nie ustępowała. Gdy wyszłam na zewnątrz, zaczęło dziać się coś dziwnego... Każda błyskawica trafiała tuż obok mnie, wyglądało to tak, jakbym je przyciągała. Poczułam jakby przypływającą energię... Cała moja sierść była naelektryzowana, a ja czułam się dobrze jak nigdy. Naglę poczułam, że cała ta moc gwałtownie spada. Zemdlałam. Obudziłam się nad ranem, było mi słabo, cała się trzęsłam. Powoli wstałam, kręciło mi się w głowie, obraz był rozmazany. Dostrzegłam niedaleko siebie jakiegoś wilka, jednak nie byłam w stanie rozpoznać, kto to...

Ktoś dokończy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz