- Auuuu! - wydarłam się znowu. - Ja... chyba... - dyszałam ciężko.
- Spokojnie Ali! - powiedziała Kiiyuko. - Chodź! Wyjdziemy z jaskini... - pomogła mi dojść pod drzewo obok ich domu. Czułam coraz silniejsze skurcze. Nagle w oddali zobaczyłam dwa pędzące wilki. Jak się okazało był to Kaster z Blaesem. Kiiyuko wzięła Kastera do jaskini, a mój ukochany od razu przy mnie usiadł i zaczął uspokajać.
- Oddychaj Ali... Wdech, wydech, wdech, wydech... Spokojnie wszystko będzie dobrze... - mówił do mnie. Po około pół godzinie poczułam pierwszego wilczka.
- To jest waderka... - powiedział Blaese. Po chwili ponownie skurcze wzięły nade mną górę i zaczęłam krzyczeć z bólu. Po prawie godzinie wyszedł drugi wilczek.
- Teraz basiorek... - szepnął mi do ucha Blaese. Myślał, że już koniec i chciał mi pomóc wstać, ale ja czułam, że idzie jeszcze jeden. - Jeszcze jeden?! - krzyknął Blaese. - Co to będzie?!
Zaczęłam się śmiać. Nie wiem czemu, ale bawiło mnie jego przerażenie. Kolejne dziecko wyszło o wiele szybciej niż reszta.
- Co? Kolejna wadera? - zaczął marudzić mój ukochany. - No i co teraz, mały? - zwrócił się do syna. - Trzy dziewczyny na dwóch chłopaków? - spytał z wyrzutem dziecko. Zaśmiałam się ostatkiem sił. Po chwili przyszła Kii i Kaster, a zza nich wyglądali Charlotte i Custer.
- Jestem z ciebie dumna Ali! - powiedziała moja przyjaciółka. Kaster wziął mnie i położył u nich w jaskini, a Blaese zajął się dziećmi... No... Z drobną pomocą Kiiyuko ;)
Blaese, kochanie cieszysz się z potomstwa? <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz