środa, 17 lipca 2013

Floy do Luny

Moja Opowieść

    Małe zagubione i samotne wilczątko to właśnie Ja,a przynajmniej kila dni temu. A jak to się zaczęło???

  Swoją rodzinę pamiętam jak przez mgłę,ale pamiętam że byłam najmniejszym szczeniakiem w swojej watasze lecz byłam szczęśliwa. I tak było przez cały jeden rok. Rok wypełniony szczęściem i zabawą,ale minął rok i niby nic się nie zmieniło. Lecz pewnego słonecznego dnia świat zawalił się nam na łby. Mój ojciec wyczuł ludzi. Nigdy wcześniej  żadni ludzie nie przychodzili do tej części lasu dlatego nikt nie wiedział co robić. Nasza wataha zaczęła się rozbiegać we wszystkie kierunki. Nie wiedziałam co mam robić, ukryłam się między jakimiś kamieniami i stałam się niewidzialna (dosłownie)
i patrzyłam na wszystkich. Kłusownicy połowę wilków zabili a drugą wyłapali, a ja siedziałam i wiedziałam że i tak nic nie poradzę. Bo byłam tylko małym niemądrym szczeniakiem. Kłusownicy poszli ale ja nadal bałam się wyjść,siedziałam tam cały dzień wiedziałam że moich braci zabili a moich rodziców zabrali, byłam zmęczona nie czekałam na noc po prostu zasnęłam... Miałam wtedy sen nie wiem czy można go było nazwać koszmarem, był straszny lecz przyniósł mi ukojenie. We śnie byłam w ciemnym lesie zobaczyłam przepiękny księżyc i niesamowite gwiazdy nagle jedna z gwiazd zaczęła spadać po chwili zorientowałam się że to nie była gwiazda... To była wilczyca, niezwykła biała wilczyca z niebieskimi wzorkami na futrze. Uśmiechnęła się tylko polizała mnie po łbie i odleciała. Wtedy się obudziłam, było jeszcze ciemno, ale wszystko widziałam. Lecz nie wiedziałam gdzie mogłabym pójść. Czułam wiele zapachów kłusowników,wilków moich rodziców i...
małych zwierzaków i wtedy uświadomiłam sobie że burczy mi w brzuchu. Więc poszłam za najświeższym zapachem zwierzaka, to był zając. Zapach stawał się coraz silniejszy a ja biegłam coraz
szybciej. Nigdy wcześniej się tak nie czułam,byłam coraz bliżej źródła zapachu. Teraz byłam pewna że to jest zając ,który siedzi w swojej norze. Zaczęłam instynktownie kopać byłam coraz bliżej. Obudził się we mnie instynkt zabójcy (i głodu)
Choć byłam mała jednak jak ugryzłam potrafiłam zabić.
Chapnęłam szczękami i było już po zającu. Byłam z siebie dumna
a zarazem przerażona tym co przed chwilą zrobiłam. W końcu
przecież zabiłam bezbronne zwierze, ale taki jest niestety łańcuch pokarmowy. Zataszczyłam swoją zdobycz na najbliższą polane. Dopiero gdy już tam byłam zauważyłam że jest pełnia księżyca (była piękna, chyba najlepsza jaką widziałam).
Jadłam ze smakiem moją zdobycz byłam najedzona,ale zmęczona
choć już spałam. Wydeptałam trochę trawy na około żeby mnie nic nie kuło i zasnęłam. Obudziłam się chyba po południu wstałam
otrzepałam się z resztek trawy i szłam dalej nie wiedząc dokąd zmierzam. Chyba prowadził mnie instynkt. I dzień w dzień było to samo każdego ranka wypijam rosę
w dzień szłam a w nocy spałam a co kilka dni polowałam.
Byłam samotna, niekiedy głodna i spragniona oraz bardzo brudna . I tak minął jeden miesiąc. Urosłam i dojrzałam lecz nadal byłam cała w błocie niekiedy byłam głodna spragniona samotna,ale to dawało mi czas na rozmyślanie. Przypomniałam sobie że mam urodziny w pełnię księżyca ale nadal nie potrafiłam sobie przypomnieć mojej rodziny. Pewnego dnia zobaczyłam w lesie na zielonego wilka. Przestraszyłam się ,ale od razu mi się przypomniało że mam dziwną umiejętność. Potrafię się kamuflować, pomagało mi to w polowaniach. Stałam się niewidzialna nic i nikt nie mogło mnie zobaczyć ani usłyszeć
to tak jakby mnie w ogóle nie było. Podeszłam bliżej i mogłam zobaczyć co ona robi. Zbierała różne zioła jedne ładnie pachniały a inne śmierdziały jak jeleniowi z pyska. Patrzyłam z zaciekawieniem co ona dokładnie robi, chciałam się tego nauczyć.
Miałam szczęście bo kiedy ona odchodziła zgubiła książkę. Nie potrafiłam czytać ale widziałam obrazki.
To było niesamowite tyle informacji w jednej rzeczy. Jak jeszcze mieszkałam w swojej watasze nie miałam pojęcia że na świecie jest coś takiego. Wtedy już wiedziałam co zamierzam robić, miałam zamiar uczyć  się z tej książki i dowiedzieć  się wszystkiego o tym niesamowitym świecie, który cały czas mnie otaczał a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. Niedaleko tego miejsca znalazłam małą grotę akurat na przespanie nocy. Obudziłam się lada świt i od razu zaczęłam się edukować  nie zważałam na głód nauka była o wiele ciekawsza. Powoli zaczęłam rozumieć te wszystkie litery i książka nabierała sensu. Nawet nie zauważyłam kiedy zielona wilczyca zbliżała się w moją stronę. W ostatniej chwili zdążyłam zniknąć, ale niestety ona zabrała książkę o ziołach. Postanowiłam za nią iść, co kilka chwil
obracała się tak jakby wiedziała że za nią idę i sprawdzała czy ciągle tam jestem. Zdziwiło mnie to bo przecież chyba nikt mnie nie widział albo ona też była... inna. Na tą myśl że nie jestem sama na świecie że jest ktoś podobny do mnie serce mi mocniej zabiło. I od tamtej chwili postanowiłam że ją znajdę i porozmawiam. Zauważyłam że jest dokładnie taka sama noc jak pierwszego dnia od kiedy opuściłam własną watahę. Była pełnia księżyca  i na niebie było całe mnóstwo niesamowitych gwiazd.
Udeptałam trochę trawy żeby nic mnie nie kuło w nocy. I położyłam się spać z myślą że nie jestem sama na tym świecie.
W nocy znowu przyśnił mi się ciemny las ale już się nie bałam bo
miałam płomień nadziei w sercu. Spojrzałam w niebo, było cudowne tak niesamowite jak poprzednio i znów zobaczyłam spadającą gwiazdę a raczej piękną biało-niebieską wilczycę lecąca w moją stronę. Byłam bardzo ciekawa co zrobi tym razem
a ona podeszła do mnie (a że była wyższa od de mnie schyliła)
i powiedziała przyjaznym tonem -Jesteś już nie daleko idź dalej a będziesz wśród swoich. I odleciała na swoich skrzydłach skąd przybyła. Czułam się bezpieczna ale nagle obudził mnie okropnie głośny ryk. Był to niedźwiedź było za późno na niewidzialność ten
zwierzak mnie już wykrył mogłam tylko uciekać.
Biegłam najszybciej jak się dało niedźwiedź był wolniejszy od de mnie ale nie męczył się tak szybko jak ja. Nie wiem w jaki sposób ale znalazłam się w zagajniku, nagle przede mną ni z tond ni z owad pojawiło się drzewo ogromne drzewo. Stanęłam przed tamtą sosną i zobaczyłam ogromny cień tego drzewa. Poczułam coś niezwykłego, czułam... więź pomiędzy mną a cieniem. Błagałam o pomoc i nagle... zemdlałam. Nie wiem ile tak leżałam
ale nie chciałam otwierać oczu. I nagle jak przez mgłę usłyszałam dwie postacie. Jeden głos wydawał mi się znajomy.
Czy ona przeżyje?-spytał znajomy głos
Raczej tak ale trzeba ją zabrać do Dziedzińca, bo tam mam wszystkie medykamenty-odpowiedział troskliwie głos
Dobrze przeniesiemy ją czarami będzie najszybciej-po krótkich namyśleniu powiedziała znajomy głos.
Czułam jakby mgiełkę wokół siebie i kiedy to poczułam przypomniałam sobie ten głos to był głos... białej wilczycy!
Czułam się tak bezpiecznie jak nigdy choć nie wiedziałam czy to sen czy jawa. Przestałam się zastanawiać i „ odpłynęłam '' .
Świat się dla mnie zatrzymał nie myślałam o niczym a zarówno o wszystkim. Potem urwała mi się świadomość, lecz potem nie wiem  dlaczego ale otworzyłam oczy i zobaczyłam tą piękną białą wilczycę. Cze-czescpowiedziałam (nie wiem dlaczego się jąkałam może po tym szoku związanym z niedźwiedziem czy może to prze to że przez jakieś dwa miesiące z nikim nie rozmawiała)
-Nie musisz się bać, jesteś wśród swoich-Powiedziała Biała Wilczyca chyba najtroskliwszym głosem jaki kiedykolwiek słyszałam. - Mam na imię Luna ale mów do mnie Lu. A ty jak masz na imię?-z zaciekawieniem zapytała Luna
-Mam na imię Floy-odpowiedziałam
-Dobrze się już czujesz?-Spytała Luna
-Tak o wiele lepiej, dziekuje-powiedziałam nieśmiało
-To choć. Oprowadzę cie -Szybko powiedziała Lu
I tak właśnie się tu znalazłam, ale nadal jestem tu nowa i nadal nie czuję się pewnie. Lecz mam nadzieje ze wkrótce się to zmieni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz